Tytuł: Upadły Anioł
Kategoria: PG13-PG16
Pairing: G-TOP (G-Dragon i TOP)
Typ: anst
Ostrzeżenia: Brak
Opis: Retrospekcja Choia Seunghyuna o swojej miłości...
Próbowałem sobie wmawiać, że tak nie jest. Przecież to co czułem nie mogło być prawdą...
Ale ja cię kochałem...
Nie tak jak resztę zespołu, jako moich młodszych braci, chociaż ty też nim byłeś. I tak się do siebie zwracaliśmy - jak brat do brata... Chociaż ja pragnąłem byś został moim kochankiem.
Na początku tego wszystkiego, tłumaczyłem sobie, że to zwykła fascynacja twoją osobą, i może nawet tak było, w końcu zaskakiwałeś wszystkich... swoją siłą, zaciętością i talentem. Byłeś tak dobry w tak wielu rzeczach, a jednocześnie wciąż ciężko pracowałeś by być jeszcze lepszym.
Interesowała cię tylko perfekcja, nie byłeś w stanie zdobyć się na półśrodki. Przy każdym zadaniu - piosence, teledysku, koncercie - wypruwałeś sobie żyły, żeby tylko wyszło idealnie. I to co robiłeś takie było. To było twoje największe przekleństwo i najcenniejszy dar zarazem... dążenie do perfekcji.
Wiedziałem, że jesteś zbyt dobry do zespołu. Zbyt dobry dla nas, a na pewno dla mnie...
Gdy na każdym koncercie prawie mdlałeś dając z siebie te 130 %, bo przecież na codzień dawałeś raptem 110%, ja stałem, odbębniałem wręcz można powiedzieć swoją zwrotkę... i te ciągłe problemy z tańcem, z których wszyscy zdawali sobie sprawę, ale nikt nigdy się mnie za to nie czepiał.
To ty po nocach pisałeś teksty piosenek, nie wysypiałeś się, chociaż wszyscy wiedzieli, że kochasz spać. Bo było coś ważniejszego, od tego by być wypoczętym - musiało być idealnie.
Wciąż szukałeś nowych sposobów by dotrzeć do fanów, wciąż chciałeś pokazywać, że się rozwijasz i nie cofasz. Wciąż szukałeś nowych ścieżek. Robiłeś wszystko, wymyślałeś co tylko się da i te pomysły były idealne, bo były twoje. Tworzyłeś swój niepowtarzalny styl, nową unikalną modę i zabłysnąłeś w tym, tak samo jak w muzyce, bo przecież włożyłeś w to samego siebie.
Gdy w końcu pozwolono ci wydać własny album... to był dla mnie ciężki okres... Patrzyłem jak trwasz w tej chorej gorączce, jak wykańczasz się powoli, by tylko stworzyć to o czym zawsze marzyłeś...
Przecież wiem, że tak naprawdę nigdy nie chciałeś być w zespole. Chociaż ani razu głośno tego nie powiedziałeś, nie poskarżyłeś się, to by było nie w twoim stylu. Ale bolało cię, że cię nie docenili.
Big Bang świetnie się uzupełniał? Każdy z nas był inny, to na pewno, nie przypominaliśmy innych zespołów. Ale to ty odwalałeś za nas większość roboty. Przychodziłeś zmęczony lecz szczęśliwy po paru dniach spędzonych w studiu z gotową piosenką - muzyką i tekstem. My musieliśmy to tylko nagrać.
I gdy w końcu wydałeś swoje solo. Wtedy wręcz myślałem, że już do nas nie wrócisz. Przecież udowodniłeś wszystkim, że jesteś nie tylko raperem, że nie ma piosenki, której nie byłbyś w stanie wykonać. I nie zaprosiłeś mnie na tą płytę. Pojawili się Taeyang i dziewczyny z 2ne1, ale mnie tam nie było. W sumie to rozumiałem, byłem za słaby.
I to jak cię przyjęli. Te oskarżenia, skandale. Wiedziałem, że o mało cię to nie zabiło, ale nie powiedziałeś ani jednego słowa skargi, nie żaliłeś się. Nie wiesz dlaczego tak cię potraktowali? Przeraziłeś ich. Do tej pory byłeś tylko liderem naszego zespołu. Członkowie boys bandów nie mogą być tak dobrzy solo. Ale ty nie mogłeś zrobić tego inaczej, bo przecież musiało być idealnie.
Zacząłem pisać piosenki i w przypływie własnej głupoty pokazałem ci je. Przeczytałeś bez słowa. Zabrałeś i wyszedłeś. Nie widziałem cię kilka dni, odchodziłem od zmysłów zastanawiając się, co sobie pomyślałeś. Było aż tak beznadziejnie?
Pojawiłeś się trzy dni później, a tego co powiedziałeś, nie spodziewałem się usłyszeć nigdy.
- Szef już się zgodził - rzuciłeś wchodząc do mojego mieszkania, bez żadnego "cześć" a ni nic. Nie wiedziałem o co ci chodzi. Zbyt byłem uszczęśliwiony twoim widokiem. - Wydajemy płytę.
- Powrót Big Bang? - w końcu zrozumiałem, co do mnie mówisz.
- Nie - pokręciłeś głową i usiadłeś na kanapie obok mnie. - Duet, tylko ty i ja.
To był hit. Dzięki tobie. Ty skutecznie doprowadziłeś wszystko do końca. A potem nadeszła ta fatalna noc, gdy skończyliśmy już promocję. Po ostatnim koncercie.
Odkorkowałeś szampana i polałeś.
- Za sukces przyjacielu! - śmiałeś się.
Byłeś szczęśliwy. Cały włożony wysiłek się opłacił. Odnieśliśmy sukces. Mnie to nie obchodziło tak szczerze. Nie liczyły się dla mnie fanki skandujące mój pseudonim, tylko to, że byłeś szczęśliwy...
I tak siedzieliśmy i rozmawialiśmy o wszystkim i o niczym. W końcu ośmielony alkoholem i tą całą sytuacją, postanowiłem ci wreszcie to powiedzieć.
- GD - może coś w moim poważnym tonie głosu cię zaalarmowało, ale przestałeś się śmiać i spojrzałeś na mnie. - Kocham cię.
Zamrugałeś zdziwiony zastanawiając się jak masz pojąć te słowa.
- Jak mam to rozumieć? - byłeś szczerze zaskoczony. - Jak brata, czy...
- Nie - już nie mogłem się wycofać, chociaż wiedziałem, że nie czujesz tego samego do mnie. - Kocham cię tak jak z reguły kocha się dziewczynę.
Speszyłeś się, nie wiedziałeś co odpowiedzieć, przecież nie chciałeś kłamać. Nie bój się, ja to zniosę... jakoś.
- Przykro mi - wydusiłeś tylko, spuszczając wzrok.
- Przepraszam - powiedziałem po przedłużającej się ciszy, której już nie mogłem znieść.
- Przecież to nie twoja wina - zauważyłeś dyplomatycznie. - Nawet... Nawet mi miło wiesz... jesteś przystojny i w ogóle... tylko ja nie - zawiesiłeś głos, nie musiałeś mówić już nic więcej.
Mój kochany G-Dragon, który bez względu na wszystko trzymał Big Bang razem. Teraz próbowałeś mnie pocieszyć. Nie mogłeś przecież pozwolić, żeby coś takiego jak moje uczucie do ciebie wpłynęło negatywnie na działalność zespołu, który budowaliśmy tyle czasu... Nagle zachciało mi się śmiać.
Nawet czułem się lepiej, że to powiedziałem. Życie bez nadziei okazało się prostsze. Nie ważne, że nie miało ono ani celu ani sensu. Pracowałem dalej. Pisaliśmy kolejne piosenki, oczywiście nadal większość tekstu była twoja.
I nadal cię kochałem. Wiedziałem, że ty to widzisz. I dlatego podchodziłeś do mnie z dystansem. Chłodniej niż do reszty, ale oni tego nie dostrzegali. Nie chciałeś mnie prowokować, ranić. Wiedziałem, że chodzi ci tylko o to. Ale i tak bolało jak diabli.
A potem wyszedł "Tonight". Udawałeś, że wszystko w porządku, ale po raz pierwszy nie byłeś zadowolony. Odnieśliśmy sukces, ale dla ciebie nie było idealnie.
Powoli się staczałeś. Nigdy nie stroniłeś od alkoholu, ale teraz piłeś dużo więcej niż kiedyś. A ja nie potrafiłem pomóc ci w inny sposób, niż zabrać cię nieprzytomnego do domu.
A potem zawiesiliśmy działalność. Wtedy prawie cię nie widywałem. Bałem się ciebie zobaczyć, tego co się z tobą stało, ale wiedziałem...
Pamiętałem ten incydent z narkotykami. Wtedy uwierzyłem twoim wyjaśnieniom bez zastrzeżeń. Ale zrozumiałem. Już wtedy czułeś, że się kończysz, że dzieciak, którym byłeś odszedł gdzieś, że muzyka przestała być przyjemnością, a zaczęła obowiązkiem. Pierwsze oznaki tego były już w "A boy", ale wtedy tego nie rozumiałem.
Dorosłeś, złudzenia, którymi tak długo się karmiłeś opadły. Po tych skandalach pojąłeś, że nie możesz robić tego co chcesz, a musisz to co od ciebie oczekują. I nie mogłeś się z tym pogodzić. A reszta zespołu ci w tym nie pomagała. Oni też popełniali swoje błędy, a ty jako lider czułeś się za nie współodpowiedzialny. Próbowałeś nas pouczać, ale nie zdziw się, że nie słuchaliśmy... Gadałeś o rozsądku, a potem zasypiałeś z flaszą wódki w ręce.
W którymś momencie nie wytrzymałem i przyszedłem do ciebie. Nie widzieliśmy cię tydzień. Nie wiedzieliśmy co się z tobą dzieje, ale się domyślaliśmy. Powiedziałem, że się tym zajmę. Byłem najstarszy, chciałem oszczędzić im cierpień związanych z twoim stanem.
I chciałem spotkać się tylko z tobą. Bo nadal cię kochałem. Nadal byłeś dla mnie uosobieniem ideału. Upadłym aniołem, który stracił swoje skrzydła i uderzył mocno w ziemię, zbyt mocno by przeżyć, ale nadal perfekcyjnym, jak na anioła przystało.
Znalazłem cię w twoim mieszkaniu. Było brudno, to takie niepodobne do ciebie, zwolenniku porządku. Ale teraz nie byłeś do siebie podobny, leżąc wśród pustych butelek, z rozczochranymi włosami, resztkami makijażu w brudnym i przepoconym ubraniu.
A ja czułem tylko, że nadal cię kocham.
Pamiętam tamten dzień, aż zbyt dokładnie.
Pochyliłem się nad tobą, by sprawdzić czy żyjesz. Otworzyłeś oczy zdziwiony i odezwałeś się tak bezdusznym głosem, że aż mnie to zabolało.
- A myślałem, że już wszyscy o mnie zapomnieli i nawet diabeł się o mnie nie upomni...
Ten twój głos, twój stan i sens twoich słów. To wszystko sprawiło, że coś we mnie pękło. Tak długo żyłem bez uczuć, jak robot, że teraz płakałem jak jakiś dzieciak. Było mi wstyd, ale nie mogłem powstrzymać tych ciepłych łez.
Podniosłeś się z trudem, byłeś zbyt osłabiony, ale przywykłeś do walki z ułomnością ludzkiego ciała. Objąłeś mnie.
Przyszedłem tutaj, żeby pocieszyć ciebie, role nie miały się odwrócić. Ale ty nawet teraz, będąc na samej krawędzi nie poprosiłbyś,żeby ktoś podał ci rękę i pomógł z niej zejść. I nadal musiałeś pocieszać wszystkich dookoła, samemu rozpadając się na kawałki... Bo byłeś G-Dragonem, liderem który wspierając wszystkich sam nigdy nie poprosiłby o pomoc.
Nie mówiłeś nic, po prostu gładziłeś moje włosy i czekałeś, aż się uspokoję. Ja wtuliłem głowę w twoją pierś... cuchnąłeś alkoholem, ale nawet mi się to podobało. W końcu zacząłem się czuć nie tyle lepiej, co po prostu bardziej pusty. Obojętność, którą czułem tyle czasu wracała.
Podniosłem głowę i momentalnie wszystkie emocje wróciły. Gdy spojrzałem w twoje oczy przytłoczyły mnie. Widziałem zmęczenie i rezygnację, ale nie dostrzegłem cierpienia. Pogodziłeś się ze swoim losem, ale to do mnie nie docierało, nie chciałem by tak się stało.
- Nie mógłbym o tobie zapomnieć - powiedziałem zduszonym głosem, byleby tylko znów się nie rozpłakać. - Chciałbym, ale nie mogę... nadal cię kocham... Cały czas!
Spuściłeś wzrok. Bolało cię, że nie potrafisz tego odwzajemnić. Pewnie nawet chciałeś, ale nie byłeś w stanie, to cię przerastało, zrozumiałem nagle... To, że ktoś może cię kochać... i że ty mógłbyś pokochać kogoś.
- Wiem - odpowiedziałeś mi niepewnie. - Przykro mi... Przepraszam - może nawet mówiłeś prawdę.
Obejrzałem jeszcze raz pomieszczenie. G-Dragon nie mógł żyć w takim miejscu. Ale to robiłeś. Nie wytrzymałem i szarpnąłem tobą.
- Nie mogę patrzeć jak się staczasz! Jak się niszczysz! - krzyczałem. - Zabijasz nie tylko siebie, ale i mnie!
A ty nie reagowałeś w żaden sposób. Nie patrzyłeś na mnie. Dopiero gdy uspokoiłem się trochę i zacząłem hamować łzy cisnące się do oczu powiedziałeś:
- Przepraszam hyung... Ale ja już się z tym pogodziłem. To koniec. Prawdziwy i definitywny koniec - po raz pierwszy spojrzałeś na mnie. - Comebacku już nie będzie... Nie potrafię... Nie chce...
- Ji Yong - zacząłem niepewnie, wiedziałem, że moje słowa nic nie znaczą, ale musiałem spróbować. - Proszę...
- Nie - pokręciłeś głową. - Ja już zdecydowałem. Nie chce dłużej się z tym wszystkim męczyć. Świat nie chce wyglądać tak jak chce, a na inny się nie zgodzę.
Nie protestowałem. Nie byłem w stanie. Próba odezwania się oznaczała kolejny wybuch niepohamowanego płaczu. A to i tak niczego by nie zmieniło. W twoich oczach widziałem tę pewność. Dlatego tylko słuchałem, nie chcąc pojąć, że rozdzierasz mi serce na kawałki.
- Tylko ty możesz mnie zrozumieć... bo znasz mnie najlepiej. Wiesz... po prostu nie mogę inaczej... Udawać że jest dobrze. Poddałbym się ciągnąc to przedstawienie dalej, a ja nie mogę przegrać.
Może i mogłem cię zrozumieć, zaakceptować to co mówisz, ale po prostu nie chciałem.
- Ji - szepnąłem tylko. W tej sylabie zawarłem całą swoją rozpacz. Nie potrafiłem już powstrzymywać łez. Płynęły swobodnie.
Objąłeś mnie.
- Wybacz, że nie potrafiłem cię pokochać - szepnąłeś smutno, wyczułem w twoim głosie ból, po raz pierwszy. To było chyba najgorsze, ze wszystkiego, co dzisiaj doświadczyłem. - Zasłużyłeś na odwzajemnienie swojego uczucia, ale a nie potrafię... nie chciałem cię oszukiwać i ranić... ciebie jednego... Znajdziesz kogoś lepszego niż taki szalony pijaczyna jak ja - zaśmiałeś się bez cienia radości. To mógłby być śmiech osoby umierającej, ale właśnie taki byłeś. Nie należałeś już do świata żywych.
Nie byłem w stanie odpowiedzieć, więc tylko pokręciłem głową, wtuloną w twoją pierś.
- To teraz ci się tak wydaje - rzuciłeś.
Wyprostowałeś mnie. Trzymałeś swoje dłonie na moich ramionach, a ja dziwiłem się, że jest w nich jeszcze tyle siły. Zmusiłeś mnie bym na ciebie spojrzał.
- Ty jeden zrozumiesz - powtórzyłeś. - W końcu... A teraz zostaw mnie już... Ale przyjmij ode mnie ten jeden gest... Za twoje wsparcie przez wszystkie te lata...
Nie wiedziałem o co chodzi, więc kiedy mnie pocałowałeś, w pierwszym momencie nie wiedziałem co się stało... To było coś na co czekałem tyle czasu. I ostatecznie pogodziłem się już z tym, że nigdy tego nie dostanę. Teraz czułem twoje spękane usta na moich, twój język siłujący się z moim. I byłem w niebie. Te kilkanaście sekund okazało się swoistym celem mojego życia.
Gdy oderwaliśmy się od siebie głośno oddychałem, ty byłeś całkiem spokojny.
- Idź już - poprosiłeś.
Nie chciałem. Nagle naszła mnie ochota by powiedzieć ci tyle rzeczy... ale to już by niczego nie zmieniło. Decyzja została podjęta. To był ten moment by odejść.
Nie spojrzałem na ciebie wychodząc. Chciałem pamiętać uśmiechniętego G-Dragona w pełni chwały, a nie to coś siedzące na brudnej podłodze. Nie dopuszczałem do siebie tej myśli, ale w głębi duszy wiedziałem, już w momencie gdy do ciebie tu jechałem, że to będzie nasze ostatnie spotkanie.
Byłeś umarły dla świata już od dłuższego czasu, twój umysł nie potrafił już wymyślić niczego konstruktywnego. Ja umarłem z chwilą, gdy zamykałem drzwi od twojego mieszkania. Ogarnął mnie błogi spokój, który trwa aż do teraz.
Wróciłem do domu i nie płakałem.
A następnego dnia byłeś już całkiem martwy. Dla reszty chłopaków to był szok. Nie sądzili, że było z tobą aż tak źle. Sądzili, że jakoś się otrząśniesz. I zaczęły się wyrzuty sumienia... A ja nie potrafiłem powiedzieć im prawdy, że i tak by niczego nie zmienili. Nie pojęliby. Tylko ja rozumiałem, bo jak zwykle miałeś racje, zrozumiałem.
Nikt nie wiedział co dalej z zespołem, ale tak naprawdę nikogo to nie obchodziło. Wszyscy tylko płakali, a najbardziej na pogrzebie... wszyscy oprócz mnie.
I miałem racje, że widzę cię ostatni raz. Nie otworzyli trumny. Tak mocno uderzyłeś o ziemię, że stałeś się workiem na kości, przynajmniej nie cierpiałeś długo.
Piękny pogrzeb i szum w mediach. Wszyscy żałowali, płakali... przecież nic na to nie wskazywało. Ten jeden jedyny raz coś mnie ruszyło. Rozwaliłem telewizor słuchając tych bzdur. To oni cię zniszczyli, ci co płakali najgłośniej...
Minął miesiąc. Szum w mediach ucichł. Tylko chłopaki wciąż się z tym nie pogodzili, i inni ludzie z YG. Czułem się lekko głupio, że naciągam ich na kolejne wydatki i nerwy, ale ja też już podjąłem tą decyzję. W końcu umarłem w dzień naszego ostatniego spotkania.
Patrzyłem na bruk, z którego cię zbierano, przez okno z którego wyskoczyłeś. Faktycznie wysoko...
W zasadzie to się z niego stoczyłeś. Wcale nie chciałeś skończyć z sobą akurat w ten sposób, ale na nic więcej nie starczyło ci sił, prawda? Byłeś zbyt osłabiony, by skombinować coś lepszego... Ale jak to do ciebie pasowało aniele.
I patrzyłem tak cały czas czując ten sam spokój.
To oczywiste, że nigdy nie byłeś w stanie mnie pokochać. Wcale nie chodziło o to, że jestem facetem. Po prostu kochałeś tylko swoje marzenia, przekonania i ideały. Gdy już zniszczyli je wszystkie nie miałeś po co żyć... A ja kochałem tylko ciebie i gdy cię zniszczyli...
Samobójcy idą do piekła - przypomniałem sobie nagle i zaśmiałem się gorzko. W piekle nie może być tak źle, skoro ty tam byłeś.
Pochyliłem się do przodu.
To nie miało być moje pierwsze opowiadanie, ale że tak mnie naszło, to zarwałam noc i je napisałam... Póki wena jest trzeba z niej korzystać :D Wiem, że nie jest jakieś bardzo dobre, ale wydaje mi się, że to co chciałam przekazać przekazałam... tylko co ja chciałam pokazać? Po 22 zawsze mnie coś opętuje i potem nie pamiętam po co ja w zasadzie coś pisałam... ale efekt jakiś jest. Póki co to najkrótsze moje opowiadanie i chyba dlatego idzie jako pierwsze. Nie spodziewam się komentarzy, z powodu tego, że blog dopiero co założony i nie znany, ale może mnie zaskoczycie XD... nadzieja matką głupich. W każdym bądź razie jest smutno tak jak zapowiadałam, jest GD jak zapowiadałam, i a blogu jest już jakieś opowiadanie... Czyli całkiem nieźle :D
TO.BYŁO.PIĘKNE.
OdpowiedzUsuńtakie prawdziwe,wspaniałe,piękne *.*
szkoda ,że go zabiłaś(a raczej sam się zabił D;) D: popłakałam się.a naprawdę trudno mnie wzruszyć opowiadaniem.Ale to dobrze.I to bardzo.Bo to tylko dowód,że wspaniale piszesz .
Ciesze się,że napisałaś to w takim smutnym klimacie i pomimo tragedii która się tu rozegrała rozumiem to bo widać iż to twoje klimaty :)
Pisz dalej HWAITING!
Pomiomo iż i ja i ty wspomniałyśmy iż takie klimaty to twoja specjalność uradował by mnie fakt słodkiego romansidełka XD No ale co kolwiek nie napiszesz będę uradowana :) 'Blog dodam do obserwowanych i postaram się w miarę możliwość komentować wszysko co dodasz :)
Weny życzę :)
Więc tak, nie jestem żadnym krytykiem ani nic z tych żeczy tylko uświadamiam Cię, czytałam całą mase fanficków (po niektórych robiło mi się niedobrze w sposób jaki pisali -,-), a ten jest świetny . Kocham czytać yaoi. Dodała bym twojego bloga do tych które obserwóje ale nie widzę tej opcji . Tak więc wróćmy do opowiadania, jestem bardzo wybredna, najbardziej kocham czytać angsto-fluffy, które zaczynają się smótnie, a kończą szczęśliwie, ale moge czytać co You napisze. Znów zeszłam z tematw...-,-. Opowiadanie było świetne lubie czytać jak osoba 1 opisuje zdażenia, było po prostu świetne :). Życze powodzenia z weną, wiem jaka jest wredna ^^.
OdpowiedzUsuńInterpunkcji nie skomentuję, bo musiałabym wymieniać i wymieniać.
OdpowiedzUsuńSamo opowiadanie było nawet dobrze napisane, lecz... bawiło mnie. Okropna podniosłość, teksty typu: "pragnąłem, byś został moim kochankiem" oraz ciągłe wymienianie tytułów... Po prostu czekałam na jakże smutny i głęboki opis seksu. Dzięki Regisowi, przynajmniej tyle zostało mi oszczędzone.
Poza tym zirytowało mnie przesadne ukazywanie bólu głównego bohatera. Baba, baba i jeszcze raz baba - to stwierdzenie nie opuszczało mnie ani na moment podczas czytania. Nie wiem, czy pisałaś na podstawie własnej nieszczęśliwej miłości, ale błagam, mężczyźni nie myślą w ten sposób.
Na koniec pozostawiłam kwestię tytułu, który zrozumiałam dość opacznie. Nie powiem, wizja T.O.Pa ze skrzydłami (coś a'la panowie z pewnego teledysku SHINee) niesamowicie mnie rozbawiła i nieco negatywnie nastawiła do samego postu. Polecam na przyszłość wybieranie mniej patetycznych tytułów.
Osobiście radziłabym Ci pisać yuri, aczkolwiek raczej byś się do tego nie zastosowała, więc... Życzę Ci jedynie miłego zaznajamiania się ze słownikiem języka polskiego, a konkretniej z interpunkcją.
Ależ ty głupia... Serio? Ty serca nie masz? To cię śmieszyło? A idź się lecz, bo zdrowa psychicznie to ty na pewno nie jesteś -_-
Usuńniestety nie mogę się zgodzić z Smok Jego Królewskiej Mości ponieważ mężczyźni to też ludzie. Niektórzy z nich nawet bardziej przezywają niektóre sytuacje niż kobiety, tak więc do opisywania uczuć w tym przypadku nie można się doczepić :)
OdpowiedzUsuńMi osobiście bardzo się to podobało, jeszcze włączyłam sobie tą melodię ---> http://www.youtube.com/watch?v=33H5zM-ErlA i dzięki temu całkowicie zatraciłam sie w jego bólu. Naprawdę piękne przedstawienie całej sytuacji :3
Bardzo żałuję że dopiero teraz odkryłam twojego bloga..... będę musiała to nadrobić :)
~powodzenia w dalszym pisaniu ^^
To było super *-*
OdpowiedzUsuńTo jak T.O.P opisywał na początku G-Dragona było tym za kogo ty go uważasz.?
Boo ja myśle tak samo , kocham tych chłopaków <33
TO BYŁO PIĘKNE ...
OdpowiedzUsuńpierwszy raz płakałam przez opowiadanie
DZIĘKUJE :3
Nie wiem, co powiedzieć... po prostu to jest cudowne. Rozpłakałam się i nadal płacze chociaż miło już 6 min ;(((
OdpowiedzUsuńhttp://koslawe-yaoi.blogspot.com/ - Chłopak o dużym talencie i problemach w domu dostaje swoją pierwsza prace, jest to szansa do poprawy swojego życia, Na swej drodze napotyka przystojnego mężczyznę imieniem Mark, razem przezywają kilka wspólnych historii.Po pewnym czasie W chłopcu rośną pewne uczucia których nie jest wstanie nazwać i zrozumieć. Jest pewne ze Mark staje się dla niego więcej niż przyjacielem. Co stanie się gdy okaże się nie mężczyzna nie zawsze jest tak delikatny, spokojny i opanowany jak na początku, tego jeszcze nikt nie wie
OdpowiedzUsuńTo jest...pięknie,po prostu piękne.To w jaki sposób wszystko przedstawiłaś i napisałaś....Nie ma innego słowa w mojej głowie poza tym: piękne.
OdpowiedzUsuń