Tytuł Bo szczęście nigdy nie trwa wiecznie
Część: 2/3
Kategoria: PG13-PG16
Pairing: G-Ri (G-Dragon i Seungri)
Typ: angst
Ostrzeżenia: brak
Opis: Seungri jest szczęśliwy ze swoim chłopakiem, ale z czasem okazuje się, że G-Dragon skrywa jakiś mroczny sekret... a prawda jest zbyt przerażająca...
Od autora: W końcu kolejna część. Czuje się jakbym pisała to na siłę, przepraszam. Chciałam w końcu coś dodać. Tyle opowiadań zaczętych, a jakoś nie mam siły ich skończyć... W najbliższym czasie skończę tą mini serie, bo zdaje się, że część trzecia będzie ostatnią.
Chciałam też powiedzieć, że ogromnie cieszy mnie to ile ludzi wchodzi na tego bloga, ale smuci że nie pojawiły się żadne nowe komentarze. Piszcie je bez względu czy wam się podoba czy nie. Postaram się wyciągnąć z tego wnioski.
Jeszcze raz przepraszam, że tak wolno pisze, ale staram się to robić najlepiej jak umiem, nie chce żeby wychodziło coś beznadziejnego i staram się dać z siebie co się da, a to przecież tylko dodatkowe zajęcie i mnóstwo innych rzeczy mam na głowie... choćby zakończenie roku szkolnego.
To tyle... Miłego czytania.
Po tygodniu, w którym lider równie skutecznie ignorował mnie jak i całą resztę zespołu zostaliśmy wezwani do YG. Wszyscy zastanawiali się czego prezydent może od nas chcieć. Podejrzewałem, że ma to coś wspólnego z tym, co GD powiedział mi w sali tanecznej, ale nie podzieliłem się z resztą tym niuansem, wiedząc, że tak naprawdę nie wiem praktycznie nic.
Nie było go z nami gdy pojechaliśmy do wytwórni. Podekscytowani ale i lekko zaniepokojeni. Co teraz dla nas szykowali? Promocja "Alive" przecież już została zakończona...
G-Dragon czekał wraz z papą Yangiem w gabinecie tego drugiego. Albo to moja paranoja albo naprawdę przez całą rozmowę unikał mojego wzroku.
- Co się stało? - zapytał Taeyang po wymianie uprzejmości.
Ji Yong i prezydent wytłumaczyli wszystko, a ciężko stwierdzić, który był bardziej podekscytowany. Dawno nie widziałem w GD tyle życia, ale nowina też była wstrząsająca...
Ogólnoświatowa trasa koncertowa. Większość Azji, USA, możliwe że i Europa. Nasza pierwsza. Do tej pory jeździliśmy tylko po Korei i Japonii, dawaliśmy trochę pojedynczych występów w innych krajach, ale teraz to będzie coś całkowicie innego...
Dlaczego zamiast cię cieszyć, myślałem tylko o tym, że Ji Yong w ogóle nie będzie miał dla mnie czasu.
Ostatecznie jednak i tak dałem się porwać ogólnej euforii wynikającej z wagi i wspaniałości tego zadania. Wróciliśmy do domu razem. Ji Yong wcisnął się na tylne siedzenie obok mnie, a ja poczułem się nieswojo ze świadomością, że dawno nie było go tak blisko mnie. Z drugiej strony miałem TOP. Sol prowadził, a D-Lite siedział bok niego.
Wszyscy zadawali pytania liderowi, zapominając o jego wcześniejszym zachowaniu. Byli zbyt podekscytowani trasą koncertową, żeby robić mu wyrzuty. Wszyscy oprócz mnie... Ja nie odzywałem się, a jedynie słuchałem uprzejmych, dokładnych odpowiedzi Ji Yonga.
Do domu nie było aż tak daleko, ale stanęliśmy w korku. Zirytowany tym, że przez 20 minut nie ruszyliśmy się nawet 3 metry do przodu, kierowca odwrócił się chcąc zapytać o kolejny szczegół, ale zamiast tego z jego ust popłynęło inne pytanie, zaakcentowane przestraszonym tonem:
- GD wszystko w porządku?
I w tym momencie wszystko spojrzeliśmy na lidera, widać nie tylko ja nie chciałem tego robić, po czym jednocześnie się przeraziliśmy. Był trupio blady, a usta zaciskał w wąską kreskę, dłonie w pięści.
- Tak - czując nasz wzrok rozluźnił się, ale wiedziałem, że tylko udaje. - Może jestem trochę zmęczony...
- Na pewno? - Taeyang nie dawał za wygraną.
- Tak, nic więcej, nie martwcie się - spróbował się uśmiechnąć.
Za późno, martwię się już zbyt długo.
Pod wpływem impulsu odezwałem się po raz pierwszy:
- Hyung jeżeli jesteś zmęczony, to się połóż, zdaje się, że nie prędko się stąd ruszymy - spróbowałem się uśmiechnąć.
Ten spojrzał na mnie, jakby dopiero zauważył moją obecność. Przez chwile zastanawiał się nad odpowiedzią, ale w ostateczności skinął głową w akcie podziękowania.
- To bardzo miłe z twojej strony, jeżeli nie będę ci przeszkadzał to chętnie - uśmiechnął się szeroko, ale dość wymuszenie, po czym położył się na mnie.
- Nigdy nie będziesz mi przeszkadzał, hyung - szepnąłem tak szybko, żeby tylko on mnie usłyszał.
W odpowiedzi lekko ścisnął moje ramię, a już po chwili słyszałem tylko jego miarowy oddech.
- Musiał być naprawdę bardzo zmęczony - odezwał się cicho Daesung.
- Jak zawsze - westchnął Seunghyun.
- Siedźcie cicho - rzucił Taeyang. - Nie budźmy go.
Wątpiłem, żeby ich rozmowy były w stanie to osiągnąć. Wykluczałem nawet zderzenie z ciężarówką. To był mocny sen osoby, która nie zaznawała go już od dłuższego czasu, ale co robił w tym czasie? Próbowałem się nad tym zastanowić, ale tak naprawdę byłem w stanie myśleć tylko o jego ciepłym oddechu na mojej skórze...
W którymś momencie, nie jestem dokładnie w stanie stwierdzić kiedy, jego głowa zsunęła się z mojego ramienia na kolana. Oczywiście się nie obudził, a ja zacząłem czuć się coraz bardziej nieswojo. Tak strasznie za nim tęskniłem.
Gdy dojechaliśmy z prawdziwym żalem potrząsnąłem jego głową i powiedziałem:
- Hyung, wstawaj, jesteśmy na miejscu.
Obudzony zamigotał powiekami, a gest ten przyprawił mnie prawie o atak serca, po czym spojrzał na mnie uśmiechając się słodko. Następnie podniósł się i przeciągnął ziewając.
- Wyspałeś się, hyung? - zapytał wesoło Daesung odwracając się do niego.
- Biorąc pod uwagę ile czasu staliśmy w tym korku to na pewno - zauważył zrzędliwie YoungBae.
- Tak, jestem już wypoczęty - zauważył wesoło. - To co robimy ekipo!
- Coś masz na myśli? - pierwszy zapytał Top.
- W czasie trasy nie będzie na nic czasu, więc jedźmy gdzieś i zabawmy się! - zauważył wesoło.
Przez chwilę powiało naszym starym kochanym liderem i wszyscy byliśmy tym zdziwieni, ale oczywiście poparliśmy ten pomysł z wielkim entuzjazmem. Ruszyliśmy w miasto i tym razem udało nam się przynajmniej nie stać w żadnym korku.
Byłem jedyną osobą która nie piła. To coś nowego bo ani Daesung, anie YoungBae nie przepadają za alkoholem. To chyba liderska aura tak na nich podziałała. Zachowywał się, a raczej starał się, jak stary Ji Yong. Śmiał się, rozmawiał wesoło... no i dużo pił.
Już sam miałem poprosić żeby mi nalali ale wtedy G-Dragonowi nagle wypadła szklanka z ręki. Oparł się ciężko o stół, równie ciężko oddychając. Reszta zbyt, odurzona alkoholem, na początku nawet tego nie zauważyła.
- Ji Yong, wszystko ok? - pierwszy zorientował się oczywiście YB.
- Nie no jasne - zapewnił znów podnosząc szklankę i opróżniając jej zawartość na raz. - Ok.
- Może lepiej pojedziemy do domu? - zaproponowałem łagodnie.
- Ale - pierwszy zaprotestował TOP, który chyba postawił za punkt honoru upicie się do nieprzytomności.
- W domu też możemy pić - uspokoiłem go.
- Nawet wygodniej - dodał Daesung.
- To jedźmy - zgodził się Top. - I pijmy - dodał po chwili.
- Kelner zamówienie na wynos! - krzyknął G-Dragon energicznie podnosząc rękę w górę.
Wszyscy wybuchnęli śmiechem, a ja uznałem, że bycie jedynym trzeźwym w towarzystwie nie jest fajne, ale ktoś musiał prowadzić.
Jak dla mnie "zamówienie" było zdecydowanie za duże, ale to nie moje pieniądze więc nic nie powiedziałem. Najtrzeźwiejszy był Taeyang więc pomógł dojść Topowi do samochodu, to nie tak że ma mocną głowę, po prostu wypił najmniej. Opóźnienie stanowił jeszcze D-Lite który uparcie chciał zabrać do domu latarnie, ale jakoś go odciągnąłem.
W domu już nie miałem jak się wymigać i musiałem się napić. Wcześniejsza abstynencja sprawiła jednak, że wszyscy już leżeli nieprzytomni kiedy mi tylko szumiało w głowie.
Zdezorientowany przyjrzałem się śpiącym twarzom przyjaciół. T.O.P rozłożył się na fotelu. Taeyang i Daesung spali na kanapie, ale w pewnym momencie pierwszy zepchnął drugiego przekręcając się na drugi bok, żaden się nie obudził. Ji Yong zajmował jakąś niemożliwą pozycję na drugim fotelu.
Podniosłem się uznając, że najlepiej pójdę na górę. No i ktoś złapał mnie za ramię. Odwróciłem się i spostrzegłem oczy lidera wlepione we mnie.
- Dokąd to? - lekko bełkotał, ale był trzeźwiejszy niż myślałem. - Impreza się jeszcze nie skończyła.
Podsunął mi w połowie pustą butelkę.
- Nie, ja... - zacząłem, ale przerwał mi.
- Za moje zdrowie - rzucił z ironią.
Nie mając innego wyjścia przyjąłem butelkę. Wziąłem zbyt duży łyk i zrobiło mi się nie dobrze, ale mój chłopak ruchem ręki ponownie podsunął mi gwint pod usta.
- I za naszą świetlaną przyszłość.
Gadając tak bez większego sensu i nie dając mi innej możliwości, sprawił, że opróżniłem butelkę całkiem. Obraz zaczął mi się rozjeżdżać, dawno się tak nie czułem...
Nawet jeśli nie widziałem najlepiej to przynajmniej poczułem, że GD obejmuje mnie i szuka moich ust. Gdy uświadomiłem sobie co się dzieje, a zajęło mi to dłuższą chwile, przerwałem pocałunek:
- Hyung, reszta - zauważyłem mało składnie.
- Zawsze mieli słabe głowy - zaśmiał się. - Nie obudzą się.
Znów połączył swoje wargi z moimi. Udaliśmy się w kierunku jego pokoju. Przechodząc przez próg jak przez mgłę dotarło do mnie, że przez ostatni czas to miejsce stanowiło dla mnie krainę zakazaną.
Później działo się dużo, ale tak naprawdę nie wiele z tego zapamiętałem, oprócz tego, że byłem bardzo zadowolony.
Obudziłem się przytulony do G-Dragona. Czułem się lepiej niż spodziewałem, biorąc pod uwagę ile wypiłem, ale i tak suchość w ustach dawała mi się we znaki. Zastanawiałem się czy wstać i pójść napić się wody czy leżeć tak w łóżku przytulonym do lidera. Biorąc pod uwagę, że nie wiedziałem kiedy podobna sytuacja się powtórzy, zbytnio nie chciało mi się wstawać.
Poczułem, że ktoś gładzi mnie po głowie, kto to był zdaje się dość oczywiste.
Przez chwile tak trwaliśmy. Czułem, że podniósł się do pozycji półleżącej, aby było mu wygodniej kontynuować czynność. Ja tym czasem chciałem otworzyć oczy i spojrzeć na niego, ale jakoś nie mogłem się na to zdobyć.
- Hej skarbie, śniło ci się coś? - odezwał się w końcu słodkim głosem.
- Nagle jestem skarbem? - nie chciałem tego mówić. Nie chciałem psuć tej szczęśliwej chwili, ale jakoś samo mi się wyrwało.
- Dobra przyznaje, że mam dość ambiwalentny stosunek do ciebie, ale uwierz mi, że to dlatego że cię kocham - powiedział po chwili, ale już był bardziej ponury.
- Po pierwsze: dobrze wiesz, że ja też cię kocham, po drugie: skąd ty bierzesz to słowa? Co to w ogóle znaczy?
W odpowiedzi usłyszałem śmiech i zdanie:
- To chyba jedna z rzeczy, którą najbardziej w tobie uwielbiam...
- To że jestem tępy? - uniosłem się i spojrzałem na niego. - Jeżeli myślisz, że jestem aż tak głupi, żeby nie zauważyć, że robisz to wszystko tylko po to, żebym nie zadawał niewygodnych pytań, to jesteś w błędzie.
- Tak złożone zdanie a ty uważasz, że jesteś tępy? - widać postanowił zignorować jego sens, tylko upewniając mnie w moim przekonaniu. - Po prostu jesteś słodki jak nie rozumiesz - zaśmiał się znowu.
- Milczenie jest znakiem zgody, wiesz? - naprawdę powinienem się zamknąć.
- Byłem zapracowany, bo trasa koncertowa - zaprzeczył ostro. - O co ty mnie podejrzewasz? -
- Wiesz, może lepiej, żebym nie mówił...
Momentalnie spochmurniał i skupił się na jakimś wyjątkowo fantazyjnym zagnieceniu na prześcieradle. Szczerze to, nawet przez chwile nie myślałem o tym co chyba właśnie mu zasugerowałem, wydawało mi się, że ma jakieś poważne kłopoty, o których nie chce nikomu powiedzieć... No ale jakby się nad tym zastanowić... Miałem w końcu okazje zadać mu pytania, które dręczyły mnie jednak wcześniej, nie mógłby udawać, że nie rozumie, ale zamiast tego powiedziałem tylko:
- Dlaczego nic, nie mówisz? - mój głos zabrzmiał dużo ostrzej niż planowałem... uświadomiłem sobie, że nikt nigdy nie zwracał się w taki sposób do Ji Yonga, ale ten chyba nawet zbytnio nie zdawał sobie z tego sprawy.
- Tylko winni się tłumaczą - brzmiała jego odpowiedź.
Podniósł się i zaczął kompletować, a następnie zakładać części swojej wczorajszej garderoby, rozrzucone po całym pokoju... Tak wczoraj działo się bardzo dużo.
- Hyung - zacząłem, ale nawet nie wiedziałem, co chce powiedzieć.
Machnął ręką żebym się zamknął.
- Masz racje, że to nie wygląda tak jak powinno - westchnął, widać zastanawiał się czy ma mówić dalej, ale po chwili jednak ciągnął. - Ale na chwilę obecną nie może wyglądać inaczej więc... Może lepiej żeby w ogóle nie wyglądało...
Kiedy pojąłem co w zasadzie do mnie mówi aż zrobiło mi się słabo. Chciałem... sam nie wiedziałem czego... złapać go i błagać, żeby powiedział, że żartuje? Ale wiedziałem, że nie żartował... I nie mogłem go powstrzymać, bo nie byłem w stanie się ruszyć. Ledwie udało mi się wyszeptać mało składne:
- Ty... nie... nie...no nie...
Nawet na mnie nie spojrzał. Gdy zapiął ostatni guzik, po prostu wyszedł starannie zamykając za sobą drzwi.
Wtedy też poczułem, że wraca mi władza w ciele. Chciałem wstać i pobiec za nim, nawet już się podniosłem, ale uświadomiłem sobie jednocześnie dwie rzeczy, pierwsza: nie miałem nic na sobie druga: na korytarzu był Taeyang, gdyż usłyszałem jego głos, a przecież nie mógł mnie takiego zobaczyć. Zamiast tego przyłożyłem ucho do drzwi, chcąc usłyszeć co mówią.
- Co tutaj robisz Ji Yong-ssi? - Sol wydawał się być szczerze zdziwiony.
- Byłem zobaczyć co z biednym maknae. Wiesz nieprzyzwyczajony jest do picia. - skłamał bez żadnego zająknięcia.
- I? - zaciekawił się jego rozmówca.
- Zdaje się, że dzisiaj nie ruszy się z pokoju - głos lidera był spokojny, nie wyrażał totalnie niczego. - Wybacz, ale potrzebuje napić się wody...
Na tym konwersacja się skończyła. Do mnie tym czasem powoli zaczęło docierać co się stało. Jedyne co byłem w stanie zrobić, to ponownie się położyć.
No i okazało się, że GD miał racje. Udawałem, że przespałem cały dzień. Nie chciałem stąd wychodzić, bo nie wiedziałem zbytnio po co. Zanim do mnie dotarło co właściwie się stało przejawiałem jako taką jasność umysłu. Ale jak już z pełną mocą uderzyło mnie to, a pewnie lżejsze dla mnie okazałoby się zderzenie z rozpędzonym tirem, co właściwie się stało jedyną rzeczą na którą miałem ochotę było leżenie w łóżku i udawanie, że świat nie istnieje. W którymś momencie przeszło mi przez głowę, że może lider znał mnie na tyle dobrze, że wiedział, że tak się zachowam, ale nie potrafiłem obalić ani potwierdzić tej tezy.
I tak myślałem o nim. Wiadomo. I jakoś tak chciało mi się płakać, a z drugiej nie mogłem...
Nie wiem ile czasu minęło gdy w końcu opuściłem pokój. T.O.P wtargnął siłą do mnie i powiedział, że nie ważne co mi się stało, ale muszę być na jakiejś konferencji prasowej. Nie chcąc musiałem iść. Sporo czasu musiałem tak leżeć, bo gdy zobaczyłem mój stan w lustrze miałem ochotę zemdleć, ale jako że ogarnęło mnie coś, co od biedy można nazwać apatią, to jakoś głęboko się nie przejąłem. Hyung jakoś pomógł mi się ogarnąć, nie potrafiłem wykrzesać z siebie dość energii.
Zajęło nam to jednak więcej czasu niż raper przypuszczał. Wszyscy oprócz naszej dwójki już tam pojechali. Dzięki liderze, że nie chcesz mnie oglądać...
Dotarliśmy dosłownie w ostatniej chwili.
Jakoś specjalnie nie chciało mi się odzywać. Ale że robię za najbardziej, bo ja wiem "rozrywkowego" w zespole to musiałem odwalić parę dziwnych akcji. Poszło mi zadziwiająco łatwo. Zabawne jak to wchodzi człowiekowi w krew, w środku może już nie mieć nic, ale nadal dobrze potrafi grać swoją rolę.
Ji Yong był ponury, zamyślony i spokojnie, acz ze szczegółami przybliżał dziennikarzom czekającą nas trasę koncertową. Przy okazji sam dowiedziałem się wielu ciekawych rzeczy, moja ostatnia nieaktywność sprawiła, że byłem dość niedoinformowany.
Przynajmniej przygotowania do trasy sprawiły, że nie miałem czasu myśleć, a nawet jeżeli już zostawaliśmy wysłani z prób do domu to byłem na to zbyt zmęczony. Szkoda tylko, że oglądanie G-Dragona na okrągło jakoś nie wpływało specjalnie pozytywnie na moje morale. A dobrze dostrzegałem, że jest wykończony i to nie tyle ćwiczeniami, co że po prostu działo się coś złego...
Sama trasa wykańczała nas tym bardziej, ale byliśmy profesjonalistami nawykłymi do wszystkiego. Nawet do tego, że w międzyczasie nagraliśmy kilka nowych piosenek i teledysk, no i bądźmy szczerzy, że "Monster" nie był byle jakim teledyskiem...
Przynajmniej nie musiałem czuć się jakoś szczególnie odrzucony, równie ciepło podchodził do całej reszty, wymieniając tylko zdawkowe uwagi na temat układu czy czegoś innego. No i wybuchał coraz częściej...
W końcu każdy zauważył, że dzieje się z nim coś niedobrego. I nikt nie mógł wybadać co. Nawet YongBae... Każdy kto próbował zapytać o coś GD zostawał zbyty, a na jakiekolwiek próby spędzenia z nim większej ilości czasu odpowiedź była jedna: że ma ważne, liderskie sprawy do załatwienia.
W końcu zawarty został pakt, ustaliliśmy, że jeżeli komukolwiek uda się spotkać lidera w cztery oczy zrobi wszystko, żeby dowiedzieć się, co się dzieje. Nie muszę mówić, że nie byłem specjalnie zachwycony tym pomysłem, bo podejrzewałem, że prędzej zacznę ryczeć jak dziki łoś na wrzosowisku niż zdołam go zapytać o cokolwiek, ale przecież nie mogłem odmówić. Wyszłoby, że jeszcze się nie martwię i mi nie zależy. A uważałem, że mi mimo wszystko zależy najbardziej...
Oczywiście Ji Yong albo przewidywał co się święci, albo po prostu był przezorny, jednak umiejętnie unikał spotkania z kimkolwiek z nas, żeby w pobliżu nie było nikogo z obsługi technicznej, menadżera, stylistów czy w ogóle kogokolwiek. Zatem nie byliśmy w stanie wypełnić swojego zadania.
Liczyłem, że w końcu popełni jakiś błąd i go złapiemy, ale to G-Dragon. Wydarzyło się coś czego nigdy bym się nie spodziewał.
Akurat poszedłem do łazienki i może nie jest to najbardziej romantyczne miejsce na takie wydarzenia, ale na pewno zapewnia prywatność, przynajmniej technicy nie będą podsłuchiwali o czym rozmawiamy...
Myłem ręce i już miałem wychodzić gdy ktoś wparował do pomieszczenia. Gdy dostrzegłem w lustrze, że to lider omal kolana się pode mną nie ugięły. Nie sądziłem, że jeszcze gdzieś będziemy tylko we dwóch. W pierwszym momencie myślałem, że na mój widok najzwyczajniej w świecie ucieknie, ale widać nie było dość niespodzianek na jeden dzień, gdyż spokojnie zamknął drzwi i zaczął:
- Seungri...
- Jak miło, że pamiętasz jeszcze moje imię - chciałem by w moim głosie zabrzmiał wyrzut, ale bardziej przedzierała żałość i rozpacz.
Nie odwróciłem się do niego. Obserwowałem w lustrze następujące w nim zmiany. Nie dość, że wyraźnie się speszył, a G-Dragon raczej się nie peszy, to widać było mu wstyd tego jak się wcześniej zachował. A teraz zastanawiał się jak mi to wyjaśnić... Matko jak ja go dobrze znam... Szkoda, że nie na tyle żeby wiedzieć dlaczego się tak zachowuje...
Nie miałem zamiaru milczeć i dawać mu czas na wymyślanie jakiś historii, chciałem przyprzeć go do muru, żeby w końcu wszystko mi wytłumaczył, albo chociaż... po prostu żeby był... żeby był ze mną... żebym nie był dla niego powietrzem...
- Czemu zawdzięczam to nieoczekiwane spotkanie? - odwróciłem się do niego i ku mojemu zdziwieniu i jakby radości mój głos brzmiał już trochę pewniej.
- Ja po prostu tak nie mogę - powiedział i teraz to jego głos się trząsł. - Chciałem, ale nie mogę!
- Co? - zdołałem wykrztusić nic nie rozumiejąc.
Stałem jak skamieniały gdy mnie objął, a uczucie jakie przebiegło wtedy przez moje ciało było nie do opisania. Dopiero wtedy zrozumiałem, że nie tylko mój umysł za nim tęsknił. Przez chwile trwaliśmy oboje w milczeniu ciesząc się, że znów jesteśmy blisko siebie, a ja nawet nie próbowałem pojąć co w zasadzie się stało. W końcu jednak lider chyba chciał mi się wytłumaczyć, a może i samemu sobie, ze swojego zachowania.
- Lepiej by było gdybym dał ci spokój, naprawdę - powiedział cicho, ale przemawiały przez niego silne emocje. - Chciałem ale nie mogę... A w zasadzie nie chciałem... Przecież... eh... Po prostu cię kocham i tyle.
To wyznanie... Nie spodziewałem się go usłyszeć już nigdy. Zamiast odpowiedzieć poczułem, że kolana mi miękną. Na szczęście Ji Yong też to wyczuł i przytulił mnie jeszcze mocniej.
- Więc dlaczego? - zapytałem gdy tylko odzyskałem głos i uniosłem wzrok, wcześniej skupiony na jego koszulce, a teraz na jego oczach, których nigdy nie myślałem już oglądać z tak bliska. - Więc dlaczego się tak zachowałeś.
Uśmiech ulgi, który zagościł na jego twarzy po jego wyznaniu, teraz zniknął. Poczułem, że mnie puszcza. Nie chciał tłumaczyć nic więcej, przecież tak naprawdę nic się nie zmieniło.
Chwyciłem go za rękę i w zasadzie wykrzyczałem:
- Nic nie mów! Tylko mnie nie zostawiaj! - panika w moim głosie nie wiedzieć czemu mnie obrzydziła... Przeszkadzało mi, że aż tak mi na nim zależy? A może, że po prostu łamie układ zawarty z resztą zespołu? Objąłem go wiedząc, że nie pozwolę mu odejść i powtórzyłem. - Nic nie mów, jeżeli nie chcesz...
Troskliwie odwzajemnij uścisk:
- Oczywiście, że jestem przy tobie - szepnął mi do ucha, po czym zaczął gładzić moje włosy.
Staliśmy tak chwilę ciesząc się sobą nawzajem. W końcu odezwał się wręcz wesoło:
- Pewnie już zastanawiają się, czy się nie utopiliśmy. Powinniśmy wracać...
- Ale - to był bardziej jęk niż słowo. Nie chciałem zachowywać się jak wcześniej. Chciałem być przy nim.
- Wiem - chyba zrozumiał co mi chodzi po głowie. - Dzisiaj kończymy próby wcześniej... Później muszę jechać w jedno miejsce, ale potem jestem do twojej dyspozycji - zaśmiał się. - Porozmawiamy do późna.
Spojrzałem na jego twarz, a po jej wyrazie zrozumiałem, że na rozmowie raczej się nie skończy.
Skinąłem głową i niechętnie go puściłem. Te zapewnienia jakoś specjalnie mnie nie uspokoiły.
Wróciłem do sali tanecznej, chwile po mnie pojawił się Ji Yong. Zbyt nagła zmiana nastawienia mogłaby wzbudzić podejrzenia. No i oberwałbym, że nie dowiedziałem się tego, czego miałem się dowiedzieć. Ja jednak zrozumiałem, że żadna siła na niebie i ziemi nie wyciągnie od lidera jego sekretów i reszta zespołu też powinna była to pojąć.
Przez resztą ćwiczeń czułem się jednak szczęśliwy. Pomimo całego zmęczenia po prostu szczęśliwy.
Po ćwiczeniach wróciliśmy do domu. G-Dragon tak jak zapowiedział gdzieś pojechał, ale cala reszta była w domu. Byłem ogromnie podekscytowany nie mogąc doczekać się jego powrotu. Na razie jednak siedziałem z chłopakami i chociaż udawałem, że interesuje mnie to co oglądaliśmy w telewizji.
Wszyscy siedzieli w milczeniu i słuchać było tylko telewizor. Odczuwałem coraz większy niepokój. Było już bardzo późno i nie rozumiałem jakie to sprawy może załatwiać lider, że jeszcze go nie ma.
I wtedy zadzwonił telefon YoungBae.
Wszyscy z zainteresowaniem, w ramach jednak jak wokalista bladł coraz bardziej, przeradzającym się w strach, obserwowaliśmy go i przysłuchiwaliśmy się jego zdawkowym odpowiedziom. Kiedy się rozłączył przypominał kolorem ścianę. Teraz każdy bał się nie na żarty, a ten tylko gapił się w komórkę i nic nie mówił. W końcu T.O.P odważył się zapytać:
- Co się stało?
- Ji Yong... - zaczął zapytany, a ja poczułem, że moje serce postanowiło zwiedzić przełyk. - Ji Yong - powtórzył. - Jest w szpitalu... W stanie krytycznym...