Tytuł: Chciałbym to zrozumieć, ale się nie da
Część: 2/4
Kategoria: NC-17
Pairing: G-TOP (G-Dragon i TOP)
Typ: angst
Ostrzeżenia: krew, przekleństwa
Od autora: Krótkie, ale przynajmniej dość szybko, postaram się, żeby następna część była trochę dłuższa. Nic nadzwyczajnego, po prostu jest. A i apeluje o więcej komentarzy, nie żebym zachłanna była, ale po prostu piszcie co myślicie, bo ja dla siebie przecież tego nie pisze, bo sama mam to wszystko mniej lub bardziej w mojej szalonej głowie. Zapraszam do czytania.
Usłyszał, że ktoś się krztusi i gwałtownie poderwał się z fotela. Spojrzał na G-Dragona, który przechylił się za łóżko i zwracał to czego do tej pory jeszcze z obiadu nie zwrócił. Top podniósł się klnąc jednocześnie. Kolejne pomieszczenie do sprzątania. Usiadł obok gościa, delikatnie przytrzymując jego głowę i mówiąc:
- No dalej wyrzuć z siebie wszystko, nie krępuj się...
- Kurwa, bardzo śmie... - w tym momencie targnęła nim kolejna fala torsji.
Gdy skończył gospodarz puścił go, a ten opadł na łóżko dysząc ciężko, cały zroszony zimnym potem. Rozejrzał się zdziwiony.
Seunghyun uświadomił sobie, że powoli zaczyna świtać, co oznaczało że zasnął w fotelu, tą teorie zdawał się potwierdzać fakt, że był cały obolały.
- Co ja tu robię? - zapytał lider.
Oczywiste, że nic nie pamiętał.
- Nie wiem. Wszedłeś jak do siebie zrzucając przy okazji gablotkę w przedpokoju - wyjaśnił.
- Tą szklaną co ci kiedyś powiesiłem? - zapytał, a gdy dostrzegł potwierdzające kiwnięcie kontynuował. - Nie wiem po co ci ona była, nic w niej nie trzymałeś, a poza tym skoro ja ją zawiesiłem to musiała pierdolnąć.
Seunghyun nie mógł powstrzymać śmiechu. Zdecydowanie wolał takiego G-Dragona, ale kto wie, czy zaraz nie rzuci jakiejś sugestii.
- Ale to nadal nie wyjaśnia co robię w twoim łóżku... w samych majtkach - dodał. Może to i nie była sugestia tylko zwykłe spostrzeżenie, ale i tak pogorszyła gospodarzowi nastrój.
- Mam powiedzieć całą prawdę? - zapytał.
- Mów.
- Coś za spokojny jesteś - zauważył raper.
- Martwiłbym się jakbym obudził się bez majtek - uśmiechnął się lekko.
- Błagam nie zaczynaj znowu - jęknął Top.
- Co ja robiłem? - lider przestraszył się i aż poderwał. Jęknął przy tym i z powrotem opadł na łóżko.
- Zrzuciłeś na siebie wyżej wspomnianą gablotkę, cały pokaleczyłeś się szkłem no i zarzygałeś przy okazji większą część przedpokoju. Potem zakrwawiłeś całą podłogę salonu, gdzie próbowałem jakoś cię opatrzyć, a ty w tym czasie jakże przytomny rzucałeś do mnie bardzo miłe teksty...
Ji Yong krzywił się bardziej przy każdym kolejnym słowie, ale teraz już głośno jęknął.
- Jakie teksty? - zapytał niepewny czy chce wiedzieć.
- Coś o przywiązywaniu mnie do łóżka i takie tam... - powiedział sztucznie wesołym tonem.
- Hyung ja nie... Cholera
- Wiem, że ty nie...
- Przepraszam... nic nie pamiętam... sprzątnie wszystko - powiedział lider po przedłużającej się ciszy.
- Już sprzątnąłem, ty wiesz jak ciężko usunąć zaschniętą krew? Bałem się, że mi tu zejdziesz! - nie wytrzymał.
- Przepraszam - powtórzył. - Ja... chce spać - przewrócił się na drugi bok. - Przepraszam za wszystko - rzucił jeszcze raz cicho.
Raper cicho westchnął. Poszedł po ścierkę i starł kolejny prezent od G-Dragona. Wydało mu się, że mężczyzna już śpi, ale gdy chciał odejść ten złapał go za rękę i spojrzał na niego tymi swoimi ciemnymi oczami zranionej sarny.
- Nie zostawiaj mnie proszę... - szepnął.
Seunghyun jako osoba szlachetna nie potrafił nie ulec temu spojrzeniu.
- Odłożę tylko ścierkę - powiedział niepewnie.
GD puścił go odnosząc wrażenie, że nie wróci, ale wrócił. Usiadł na łóżku obok niego. Położył głowę na udach swojego gospodarza.
- Dziękuje za uratowanie życia - rzucił cicho. - Zostań ze mną błagam cię...
- Ji Yong - Top zaczął głaskać jego włosy. - Jasne że cię nie zostawię.
Przez parę dobrych minut trwali tak w milczeniu.
-Hyung, połóż się - poprosił w końcu GD. - Nic nie zrobię i tak nie mam na to siły.
Top przez cały ten czas nie traktował jego słów poważnie, więc to zapewnienie bardzo go zdziwiło. Co prawda rozważał, czy Ji Yong nie mówi o swoich autentycznych pragnieniach, ale nawet przez chwilę nie przeszło mu przez myśl, że mógłby je zrealizować. Był jednak tak zmęczony, że nie miał zamiaru niczym się martwić.
- Wiem - szepnął i wsunął się pod kołdrę.
Ji Yong momentalnie odsunął się na skraj łóżka.
- Zaraz spadniesz - zakpił Seunghyun. - Nie zachowuj się jak trędowaty.
- Przykro mi, ale dokładnie tak się czuje - lider obrócił się do niego plecami, jeszcze zwiększając dystans miedzy nimi.
Oboje zmęczeni, a raczej jeden zmęczony i jeden pijany szybko zasnęli.
Choi Seunghyun obudził się i dostrzegł twarz Ji Yonga jakieś 3 cm od swojej. Gwałtownie się odsunął, a potem przypomniał wydarzenia z ostatniego wieczoru i nocy. Siadając mimowolnie się uśmiechnął. Po co jego towarzysz tak zgrywał się z tą "wstrzemięźliwością", skoro oczywiste było, że przez sen i tak się do niego przyklei? I to dość mocno. Mimo iż Top już znajdował się w pozycji siedzącej tamten uparcie nadal się go trzymał, będąc pogrążonym w głębokim śnie.
Raper uświadomił sobie nagle, że podoba mu się ten uścisk i zrobiło mu się jakoś cieplej. Przerażony tą myślą aż całkiem wstał, zmuszając G-Dragona do poluzowania uścisku. Ten w końcu się obudził. Otworzył jedno oko i nie zważając ani na otoczenie, ani na zmieszanie jego gospodarza wycharczał tylko:
- Wody...
Top poszedł do kuchni i przyniósł mu wodę. Przez ten czas tłumaczył sobie, że jego odczucia wynikały z tego, iż pomimo że ma dziewczynę, to w łóżku w zasadzie zawsze śpi sam, i to on o tym zdecydował, nie ona.
Gdy wrócił do sypialni Ji Yong znajdował się w pozycji półleżącej, bynajmniej nie zasłaniając swojej nagiej piersi. Prawie wyrwał mu szklankę. Opróżnił ja w jakieś 2 sekundy po czym podał mu mówiąc:
- Jeszcze...
Przyjął naczynie wzdychając, ale nie mógł powstrzymać się od komentarza:
- Słyszałeś kiedyś o takich słowach jak proszę i dziękuje?
Nie czekał na odpowiedzieć, ale kątem oka zauważył, że jego przyjaciel trochę się zmieszał. Bez słowa podał mu kolejną szklankę.
- Dzię... dziękuje - powiedział tamten niepewnym głosem.
Teraz pił wolniej, trwali tak w milczeniu, aż w końcu odezwał się Ji Yong.
- Hyung ja...
- Nic się nie stało - przerwał mu raper. - Upiłeś się i tyle.
- Moja głowa - westchnął odkładając puste naczynie na szafkę nocną. - Gdyby nie ty...
- Drobiazg, nie wracajmy - znów wtrącił Seunghyun. - Na razie nie powinieneś wstawać, twoja noga jest w kiepskim stanie, poza tym lepiej żebyś wypoczął po tej libacji i nigdzie się nie ruszał. Problem w tym, że ja mam dzisiaj sesje i zaraz muszę się na nią zbierać...
Lider spojrzał pytająco na rapera, a ten wyjaśnił mu swój plan:
- Zostawię ci kluczę. Prześpij się co najmniej do 15, a potem idź do domu i nigdzie się nie szlajaj. Wolne będę miał dopiero wieczorem i wtedy przyjadę po kluczę do ciebie...
- Zostałeś moim aniołem stróżem? - zapytał GD. To nie była żadna złośliwość, po prostu tak stwierdził.
- Na to wychodzi - Top nie mógł powstrzymać śmiechu. Wyraźnie dało się w nim słyszeć zmęczenie.
- Jestem zbyt złą osobą - zamyślił się lider. - Na tak dobrego i szlachetnego anioła stróża.
- Weź przestań, bo się zarumienię - zażartował gospodarz. - A teraz muszę zmienić ci opatrunek, bo ty oczywiście o tym nie pomyślisz.
- Sam widzisz - zauważył beznamiętnym głosem Ji Yong. - Pijany kumpel przyszedł ci do domu, zrobił burdel, zapewnił bezsenną noc, a ty jeszcze mu klucze od mieszkania zostawiasz... opatrunki zmieniasz, we własnym łóżku trzymasz...
W tym czasie Top ściągnął kołdrę i uważnie obejrzał opatrunek. Spełnił swoje zadanie, a w tej chwili był w stanie zrobić go bardziej dokładnie. Problem leżał w czymś innym, teraz już nie czuł adrenaliny i nie znajdował się w sytuacji zagrożenia, a raczej jego przyjaciel się w niej nie znajdował, no i tym razem widok Ji Yonga w samych majtkach wywarł jednak na nim jakieś wrażenie.
- Co się stało? - zapytał sprawca tego wszystkiego, najwyraźniej zauważając zmieszanie rapera. - Boisz się widoku krwi?
Top postanowił nie dać nic po sobie poznać i prychnął z pogardą, po czym ogłosił patetycznym tonem:
- Gdybym bał się widoku krwi, to wczoraj bym zemdlał a ty leżałbyś już martwy.
G-Dragon spuścił wzrok zaciskając prawą dłoń na kołdrze i mruknął coś czego nie dało się zrozumieć.
- Co? - zapytał raper.
- Nic
Nowy bandaż został założony bez słowa. Jedynie ranny syczał z bólu i przeklinał. Gdy Seunghyun już uważnie go obejrzał, uśmiechnął się lekko po czym popchnął Ji Yonga na poduszki, szczelnie przykrywając go kołdrą, z pewną ulgą zakrył jego praktycznie nagie ciało.
- A teraz spać - polecił.
G-Dragon nie odpowiedział nic, tylko sycząc ułożył się wygodnie.
Top postanowił, że musi w końcu zacząć się szykować, bo nie zdąży na sesje zdjęciową. Ale jeszcze jedną rzecz zrobił dla przyjaciela, mianowicie postawił mu przy łóżku butelkę wody, wiedział, że jak się obudzi będzie jej potrzebował.
Potem wziął szybki prysznic, chcąc zmyć zmęczenie i doświadczenia wczorajszej nocy. Ani o makijaż, ani o ubranie nie musiał specjalnie się martwić, gdyż wszystko zrobią na miejscu, zatem wyglądał dość zwyczajnie.
Tuż przed samym wyjściem zajrzał jeszcze do sypialni. Ji Yong leżał pogrążony w śnie. Z pewną ulgą Top zauważył, że nie ściągnął z siebie kołdry.
Nie mógł powstrzymać tego odruchu, wykonał go wręcz podświadomie. Podszedł do łóżka i pogładził śpiącego palcem po policzku. Zdziwiony cofnął rękę, nie rozumiejąc swego zachowania. Przecież to jego młodszy brat, i najlepszy przyjaciel, ale nic więcej...
Gdy stał już przy drzwiach usłyszał, że GD wymawia jego imię. Odwrócił się, ale tamten nie obudził się, jak na początku myślał.
Blog ten poświęcony jest opowiadaniom yaoi (czyli o miłości męsko-męskiej), a głównymi bohaterami opowiadań są członkowie k-popowego zespołu Big Bang. Nie zainteresowanych proszę o opuszczenie bloga, a jeżeli ktoś lubi tego typu opowiadania, niech zostawi komentarz, żebym wiedziała, czy dobrze pisze...
środa, 24 lipca 2013
piątek, 19 lipca 2013
Chciałbym to zrozumieć, ale się nie da cz.1 (G-TOP)
Tytuł: Chciałbym to zrozumieć, ale się nie da
Część: 1/4
Kategoria: NC-17
Pairing: G-TOP (G-Dragon i TOP)
Typ: angst
Ostrzeżenia: krew, przekleństwa, aluzje erotyczne
Od autora: Miał być one-shot (nie ważne że liczyłby z jakieś 10k słów, ale miał być) zacięłam się jednak gdzieś w połowie, więc żebyście tak długo nie czekali to wstawiam to i będzie podzielone na części. Nie do końca wiem jak akcja się potoczy, bo może nie będzie taka zwariowana jak na początku planowałam. Tytuł może pełni nie pasować, miałam duży problem jakiś znaleźć. Proszę, żebyście czytali to opowiadanie bardziej dla stylu niż treści, bo to z niego raz w końcu jestem zadowolona. Jest bardzo rypnięte, nie wiem co ja myślałam, ale jak już jest to wstawiam.
Zapowiadać nic nowego nie będę, są rzeczy w planach, ale tak naprawdę dużo opowiadań mam zaczętych, a z kończeniem trochę gorzej, więc nie mam pojęcia co wstawię następne, ale będę robić co w mojej mocy, żeby nie było już takich długich przerw...
... A teraz miłego czytania i takie tam.
Już jakiś czas leżał na stole, ale jeszcze nie stracił przytomności. Podniósł głowę, nie sądząc, że może wymagać to aż tak heroicznego wysiłku. Spojrzał na puste butelki walające się na stole i uświadomił sobie, że już nawet ich nie widzi wyraźnie. Oczy zaszły mu mgłą.
Resztki zdrowego rozsądku, których jeszcze nie uśpił alkohol, podpowiadały mu, że jak najszybciej powinien udać się do domu, bo wkrótce nie będzie w stanie tego zrobić. Jęknął próbując się podnieść i nawet przez kilka sekund stał prosto, ale silne zawroty głowy, a raczej zawroty całego świata, zmusiły go do opadnięcia na krzesełko. Jakimś cudem się nie przewrócił.
Cholera, wypił dużo więcej niż zwykle, ale miał też dobry powód. Znaczy powód się nie zmienił, tylko okoliczności. Nie... Jak będzie dalej o nim myślał, to zamówi kolejną flaszkę i spędzi tutaj noc.
- Proszę pana, dobrze się pan czuje? - usłyszał dziewczęcy głos.
Spróbował skupić wzrok na miejscu, z którego, jak mu się zdawało, dobiegło pytanie. Dostrzegł młodą, całkiem ładną kelnerkę, która obsługiwała go wcześniej. Słyszał wtedy jak nuciła jedną z jego piosenek, ale najwyraźniej go nie poznała. I dobrze. Fani nie powinni oglądać go w takim stanie. W sumie to nikt nie powinien oglądać go w takim stanie.
- Wszystko ok? - dosłyszał nutkę strachu, a może coś mu się zdawało.
Oczywiście, że nic nie jest ok. Co prawda mógłby najebać się z radości, ale to nie byłoby w jego stylu. Lubił topić smutki w alkoholu, a może po prostu dawno nie był szczęśliwy i nie miał czego świętować?
- Tak - zapewnił, kłamał, ale nie będzie zwierzał się kelnerce, ma jeszcze resztki godności, gdzieś tam głęboko, za pijacką mgłą - Muszę tylko wstać, to trudniejsze niż może się wydawać.
- Chyba wypił pan za dużo - rzuciła krótkie spojrzenie w stronę stołu zapełnionego pustymi butelkami.
No co ty nie powiesz?
- Pomogę panu wyjść - zaoferowała.
Zanim zdążył zaprotestować chwyciła go pod ramię i jakąś szatańską sztuczką postawiła na równe nogi, przytrzymując by znów się nie przewrócił.
- Da pan radę dojść do drzwi? - zapytała z szczerą, naiwną troską.
Kobieto, zostaw mnie.
- Dam radę nawet sam stać - powiedział przez zaciśnięte zęby.
- Pozwoli pan, że nie będziemy tego sprawdzać? - rzuciła nadal uprzejmym tonem.
Wyprowadziła go z baru. Dopiero gdy znalazł stabilne oparcie w postaci ściany puściła go i powiedziała:
- Mam nadzieje, że dalej pan sobie poradzi, chętnie pomogłabym panu wrócić do domu, ale nie mogę opuścić zmiany - rzuciła i wróciła do środka.
Zaśmiał się, dość opętańczo. No i znowu sam. Dziewczyna pomogła mu wyjść, żeby nie odstraszał klientów, to było oczywiste. Zawsze w trudnych sytuacjach zostawał sam. Ale teraz czemu miał się dziwić? Sam sobie to wszystko zgotował. Zresztą jaka to była trudna sytuacja? Po prostu się najebał, ale że alternatywę stanowił skok z mostu, to wydawało mu się, że wybrał lepsze rozwiązanie. Zobaczymy na kacu...
Czuł, że powoli przestaje mieć kontrole nad swoim ciałem. Zaraz legnie w rynsztoku i obudzi się rano bez komórki i portfela, albo ktoś zadźga go nożem i się nie obudzi... kolejna ciekawa alternatywa.
Póki miał chociaż śladową władzę w nogach powinien wrócić do domu, ale jego mieszkanie znajdowało się dość daleko od tego lokalu...
Ale ktoś mieszkał bardzo blisko stąd. Ktoś o kim miał nie myśleć, ale tak naprawdę wybrał to miejsce licząc, że ten go zobaczy. Tylko mężczyzna oczywiście nie szlaja się po nocach, bo jest odpowiedzialny. Nie upija się samotnie i nie wędruje ulicami Seulu prosząc się o nóż między żebra albo coś jeszcze gorszego. Tak, niektórzy są mądrzy, ale akurat nasz bohater się do tych osób nie zalicza.
Na trzeźwo by tego nie zrobił, ale nie miałby też problemów z dotarciem do swojego domu. Zatem postanowił odwiedzić swojego przyjaciela. Przecież obiecywali sobie pomoc w trudnych sytuacjach, a on chciał tylko kawałek podłogi na której mógłby zasnąć. I nie ważne, że to on był powodem dla którego się upił. Jutro skoczy z mostu, ale jeszcze nie teraz.
Nie miał pojęcia jak stanął przed drzwiami do jego mieszkania. Równie dobrze mógłby się teleportować. W każdym bądź razie nacisnął klamkę, może aż tak mądry nie jest skoro nigdy nie zamyka drzwi, i wszedł do środka.
Czuł, że to ostatnie chwile kiedy ma jeszcze jako taką kontrolę nad swoim ciałem. Robiło mu się coraz bardziej nie dobrze, ale jakaś mroczna część jego umysłu podpowiadała mu, że powinien się jeszcze napić.
Nagle stracił czucie w nogach i chwycił się wiszącej w przedpokoju gablotki, żeby nie upaść. Jego plan się nie powiódł. Może i nie waży zbyt wiele, ale dla tego mebla z pewnością za dużo, ewentualnie jakiś idiota ją zawiesił, a racja to on to zrobił, spadła z gwoździ.
Już nawet nic nie widział. Poczuł tylko, że upada, a potem, że gablotka wylądowała na nim, ale nawet zbytnio go to nie zabolało.
Choi Seunghyun oglądał jakiś rozrywkowy program w telewizji, który zbytnio go nie śmieszył. Łapał się na tym, że co chwila wpatruje się w pierścionek na swojej dłoni. Cóż, to jeszcze nie były zaręczyny, ale bardzo zależało mu na jego dziewczynie, skoro postanowił kupić te obrączki. Pochwalił się swoim szczęściem już chyba wszystkim, chłopakom z zespołu, sprzątaczkom, wizażystkom, ekipie technicznej... Wszyscy życzyli mu szczęścia, w końcu widzieli jak przy niej promieniał. Ale nie każdego ogarniała radość...
Poderwał się słysząc huk w przedpokoju. Co do cholery? Włamywacz? Nie no, on raczej zachowywał by się cicho... Znów nie zamknął drzwi, ile razy już dostawał reprymendy za to?
Pobiegł w stronę miejsca, w którym usłyszał hałas i zamarł. Strach jaki go ogarniał zamienił się w przerażenie.
G-Dragon leżał na podłodze, a wokół niego walały się kawałki szkła, wszystko co zostało z jego gablotki. Po co zawiesili ją w przedpokoju, skoro i tak nic w niej nie trzymał? To chyba nie jest istotna kwestia w tym tej chwili.
W pierwszym momencie myślał, że mężczyzna jest nieprzytomny, ale że po chwili zwymiotował zrozumiał, że jest po prostu pijany.Zaczął się miotać, przy okazji kawałki szkła wbijały się w jego ręce, ale po prostu dusił się nie mając jak złapać powietrza.
Seunghyun odzyskał zdrowy rozsądek. Szybko podszedł do lidera i złapał go za włosy, jednocześnie uderzając otwartą dłonią w plecy. Ten kaszlnął kilka razy, po czym znów zaczął oddychać.
- Co? - powiedział zbyt wyraźnie, jak na jego stan.
- Ji - raper zbytnio nie wiedział co powiedzieć.
- Zostaw mnie - pijany rzucił ostro - To wszystko twoja wina.
Top nie rozumiał o co chodzi, dlatego postanowił udać, że to tylko pijackie majaki. Nieporadnie podniósł mężczyznę chcąc zabrać go w jakieś lepsze miejsce. Najdelikatniej jak mógł zaczął ciągnąć go w stronę salonu, przytrzymując za ramiona i jednocześnie próbując zignorować ostry fetor wymiocin. Ji Yong przez cały czas plótł od rzeczy tak, że raper nawet nie był w stanie go zrozumieć. W pewnym momencie zadarł głowę i zauważył czerwoną strugę. Szybko położył poszkodowanego na podłodze i zrozumiał, że spory kawałek tej cholernej gabloty wbił się w nogę G-Dragona.
Bez żadnego zażenowania zaczął rozbierać niespodziewanego gościa. Musiał sprawdzić, czy nie odniósł innych obrażeń, poza tym, nie położy go nigdzie w poplamionym krwią i wymiocinami ubraniu.
Jako iż Ji Yong przez cały czas utrzymywał jakiś stopień świadomości, gdy tylko zdał sobie sprawę z tego co się dzieje rzucił:
- Tylko na to czekałem.
Raper nadal ignorował wszystkie jego teksty, ale trzeba przyznać, że zaczynało go to irytować. Najpierw zdjął z lidera koszulkę, potem chwycił przez nią, kawałek szkła sterczący z jego nogi, nie chciał się pokaleczyć. Mężczyzna tylko krzyknął, gdy stanowczym ruchem wyciągnął odłamek z ciała, ale ono samo nawet nie drgnęło. Widać, w ogóle nie miał w nim władzy. No ale gadać oczywiście musiał.
- Musiałeś to ruszać, czy to w czymkolwiek by nam wadziło? Chociaż w sumie to było udo nie?
Dalej go ignorując ściągnął jego spodnie.Obrażenie na nodze było dużo gorsze niż przypuszczał. Gdy lider rzucał się krztusząc na podłodze szkło musiało wbić się głębiej, gdyż cała rana była poszarpana i to dość głęboko. Zrobiło mu się nie dobrze na widok czerwonego mięsa i wciąż cieknącej krwi. Szybko odwrócił wzrok. Odetchnął z ulgą, gdy obejrzał go dokładnie i nie znalazł innych poważnych obrażeń. Parę odłamków co prawdo wbiło się nie tylko w ręce, ale i plecy, ale wydawały się nie stanowić wielkiego zagrożenia.
Ale i tak musiał iść po apteczkę. Podniósł się kierując do łazienki.
- Ej no! - wrzasnął za nim Ji Yong. - Chcesz mnie zostawić w takim momencie?!
Top walnął ręką w futrynę drzwi, mając świadomość, że inaczej uderzyłby swojego gościa. Policzył w myślach do dziesięciu i w konsekwencji nie powiedział nic, tylko udał się do zaplanowanego miejsca.
- Kochanie wróć! - usłyszał za sobą.
Spojrzał na szafkę z lustrem, w niej znajdowały się bandaże i woda utleniona. Miał krew na policzku, musiał przejechać po nim dłonią. Krew Ji Yonga. Zrobiło mu się nie dobrze, gdy uświadomił sobie co w zasadzie się stało. Pijany przyjaciel wpadł do niego, został przy tym ranny, a teraz wysuwa mu dwuznaczne, a raczej jednoznaczne propozycje. Miał ochotę zostawić go w tym salonie i już nie oglądać, ale dobrzy przyjaciele tak nie robią, bez względu na to jak bardzo najebany i wkurwiający był, musiał mu pomóc.
Zabrał potrzebne rzeczy i wrócił do potrzebującego. Zamarł widząc, że jest on blady jak ściana i chyba nawet gadać mu się odechciało. Na podłodze zebrała się spora kałuża krwi.
Seunghyun zaklnął. Powinien najpierw zatamować krwawienie, ale gadanie GD dostatecznie wytrąciło go z równowagi, by nie pomyśleć o takiej czynności,
- O wróciłeś - powiedział lider, gdy raper przyklęknął przy nim. - Możemy w końcu przejść do rzeczy?
- Weź się zamknij! - nie wytrzymał zapytany próbując w końcu zatrzymać nadal dość silny upływ krwi. - Mogłeś się zabić, a twoja sytuacja nadal nie jest zbyt bezpieczna, więc daruj sobie te bezczelne teksty!
- Faktycznie nie poszło po mojej myśli - głos miał totalnie trzeźwy, co było niedorzeczne - Miałem cię przywiązać do łóżka, ale skoro nie jestem w stanie tego zrobić...
- Za chwilę cię zostawię i się tak wykrwawisz!
Nie wiedział czy bardziej przejęło go to, że nie potrafił powstrzymać krwawienia, czy to co bez sensu gadał lider. Chyba to pierwsze. W końcu GD był najebany i nie myślał racjonalnie, a konsekwencją tego może być to, że mu tu umrze. Raper westchnął, planował spokojny wieczór.
- No i dobrze, bo ktoś by płakał! Leć do niej, a mną się nie przejmuj...
W końcu udało mu się zrobić coś, żeby krew przestała wypływać z rany. Szybko spojrzał na poszkodowanego, czy aby przypadkiem po prostu się nie wykrwawił, ale nadal był przytomny. Zaczął zakładać opatrunek tak ja go kiedyś uczyli, żałował że bardziej nie uważał na tych lekcjach. Coś jednak mu wyszło. Obejrzał dzieło krytycznie uznając, że spełni swoją rolę.
- Sytuacja ustabilizowana? - zapytał Ji Yong. - Czy teraz możemy przejść do rzeczy?
- Wiesz, że mogę cię już tutaj tak zostawić? - kąśliwie zauważył Seunghyun. - Nic ci się nie stanie, a ja nie będę musiał cię wysłuchiwać.
- To zerwę bandaż - zauważył jakże inteligentnie. - Zresztą jesteś za dobry, żeby przyjaciela w potrzebie zostawić.
Miał racje, po prostu nie potrafiłby teraz wstać i sobie pójść.
- Ale ja nie mam zbyt wyrafinowanych potrzeb - dodał.
Topowi w tym momencie całkiem puściły poważnie nadszarpnięte nerwy.
- Oczywiście, że cię nie zostawię, ale nie mam też zamiaru cię słuchać...
Chwycił bandaż i podniósł głowę poszkodowanego kładąc ją na swoich kolanach.
- Co ty robi... - zaczął tamten, ale biały materiał przykrył mu usta.
Raper owinął bandaż kilka razy i zadowolony spojrzał na powstały w ten sposób knebel. Lider próbował coś powiedzieć, ale słychać było tylko nieartykułowane dźwięki. Rzucił mu wściekłe spojrzenie i pewnie zacząłby się miotać, gdyby tylko miał władzę w ciele.
Seunghyun zaczął wyciągać kawałki szkła z rąk i pleców G-Dragona, po czym przemył wszystko starannie wodą utlenioną. Żmudne zajęcie trwało ponad godzinę, ale był pewien, że nawet najmniejszy kawałek nie został w ciele przyjaciela. Ten w którymś momencie chyba zasnął, gdyż jego jęki przerodziły się w miarowy oddech.
Po skończeniu zajęcia raper mógł się podnieść i wyprostować. Zaczęły już boleć go plecy, ale czego się nie robi dla przyjaciół. Krytycznie ocenił zaistniałą sytuacje. Wiedział, że stan Ji Yonga jest stabilny i jeżeli tylko nie otworzy rany na udzie to się nie wykrwawi, zakażenie nigdzie też nie powinno się wdać. Nie zmieniało to jednak faktu, że leżał zakrwawiony w jego salonie. Nadal nie mógł go tak zostawić.
Westchnął, żałując że jest aż tak szlachetną osobą, po czym wziął gościa na ręce. Nadwyrężony kręgosłup zaprotestował, ale na szczęście mężczyzna nie ważył zbyt wiele. Zaniósł go do łazienki i położył tam na podłodze. Ten przez cały czas nie reagował.
Chwycił gąbkę z mydłem i zaczął ścierać z niego krew. Mógł go po prostu włożyć do wanny i potraktować słuchawką od prysznica, ale opatrunek na nodze wtedy by ucierpiał. Następnie starannie wytarł go ręcznikiem.
Ściągnął knebel uznając, że jest już nie potrzebny, a przecież musiał umyć również twarz. Jak się okazało dobrze zrobił, bo gdy był już przy końcu swojej pracy, Ji Yong nagle się obudził i dostał torsji. Raper zaklnął głośno jednocześnie chwytając go za włosy, żeby tylko nie wpadł w wymiociny, gdyż drugi raz nie miał zamiaru go myć. Po skończeniu czynności lider zawisł bezładnie w jego dłoni, może tak naprawdę nawet nie odzyskał przytomności. Odciągnął go stanowczym ruchem od plamy, która powstała na podłodze, zmoczył ręcznik w umywalce i ponownie wytarł mu twarz.
Nieporadnie zaciągnął go do sypialni cały czas zerkając czy przypadkiem nie otworzyła się rana na nodze, kładąc na łóżku i szczelnie przykrywając kołdrą. Jeżeli się obudzi w tym miejscu znów zacznie wysuwać dziwne propozycje, ale zrobi to i tak i tak póki będzie pijany. Top westchnął zastanawiając się czym zasłużył sobie na taki los i poszedł sprzątnąć. Uświadomił sobie, że Ji Yong narobił mu bałaganu w aż 3 pomieszczeniach. Zaśmiał się cicho odreagowując stres, którego doświadczył. Łazienkę posprzątał bardzo szybko, kafelki nadają się do wycierania, w salonie poszło trochę gorzej, krew trudniej schodzi. A na ogarnięciu przedpokoju minęła kolejna godzina. Pozbycie się szkła, krwi i wymiocin nie było prostym zadaniem, ale jakoś mu się udało.
Gdy skończył był śmiertelnie zmęczony. Emocje zdążyły opaść i miał ochotę już tylko się położyć. Ale w jego łóżku spał G-Dragon... Weźmie sobie koc i położy się na kanapie, nie ma innego wyjścia. Nie żeby nigdy nie spał obok innych członków zespołu, ale biorąc pod uwagę jednoznaczne propozycje jego gościa nie miał zamiaru ryzykować.
Wrócił do sypialni i upewnił się, że lider głęboko śpi, uśmiechnął się na ten widok. Sięgnął po koc, leżący w szafie i nagle usłyszał, że ktoś kaszle. Spojrzał zaniepokojony w stronę Ji Yonga. Ten kaszlnął parę razy po czym się uspokoił i mocniej przytulił do kołdry.
Topowi jednak odechciało się kłaść. Usiadł na fotelu nie daleko łóżka i czuwał nad swoim gościem, tak był naprawdę dobrym gospodarzem.
W pewnym momencie uświadomił sobie, że jest naprawdę słodki gdy śpi. Zaraz jednak zreflektował się, że nie wolno mu tak myśleć. To wszystko po prostu efekt jego dzisiejszego gadania. A no właśnie... To nie mogło dać Seunghyunowi spokoju. Żaden z nich nie stronił od alkoholu i nie raz odwalali wtedy dziwne akcje, więc to go zbytnio nie zdziwiło. Ale GD nigdy wcześniej nie sugerował w żaden sposób, że mógłby być nim zainteresowany, no albo po prostu nie chciał tego dostrzec. Nie wyobrażał sobie sytuacji, w której mogliby ze sobą być. Ale przecież Ji Yong strasznie nie lubił jego dziewczyny. Tłumaczył, że odnosi się do niej chłodno, bo odciąga go od obowiązków, ale mogło chodzić o coś innego... Złapał się za głowę nie chcąc roztrząsać takich myśli. To było niedorzeczne, jego przyjacielowi odwaliło bo się najebał. Jutro pewnie nie będzie nawet niczego pamiętał.
Część: 1/4
Kategoria: NC-17
Pairing: G-TOP (G-Dragon i TOP)
Typ: angst
Ostrzeżenia: krew, przekleństwa, aluzje erotyczne
Od autora: Miał być one-shot (nie ważne że liczyłby z jakieś 10k słów, ale miał być) zacięłam się jednak gdzieś w połowie, więc żebyście tak długo nie czekali to wstawiam to i będzie podzielone na części. Nie do końca wiem jak akcja się potoczy, bo może nie będzie taka zwariowana jak na początku planowałam. Tytuł może pełni nie pasować, miałam duży problem jakiś znaleźć. Proszę, żebyście czytali to opowiadanie bardziej dla stylu niż treści, bo to z niego raz w końcu jestem zadowolona. Jest bardzo rypnięte, nie wiem co ja myślałam, ale jak już jest to wstawiam.
Zapowiadać nic nowego nie będę, są rzeczy w planach, ale tak naprawdę dużo opowiadań mam zaczętych, a z kończeniem trochę gorzej, więc nie mam pojęcia co wstawię następne, ale będę robić co w mojej mocy, żeby nie było już takich długich przerw...
... A teraz miłego czytania i takie tam.
Już jakiś czas leżał na stole, ale jeszcze nie stracił przytomności. Podniósł głowę, nie sądząc, że może wymagać to aż tak heroicznego wysiłku. Spojrzał na puste butelki walające się na stole i uświadomił sobie, że już nawet ich nie widzi wyraźnie. Oczy zaszły mu mgłą.
Resztki zdrowego rozsądku, których jeszcze nie uśpił alkohol, podpowiadały mu, że jak najszybciej powinien udać się do domu, bo wkrótce nie będzie w stanie tego zrobić. Jęknął próbując się podnieść i nawet przez kilka sekund stał prosto, ale silne zawroty głowy, a raczej zawroty całego świata, zmusiły go do opadnięcia na krzesełko. Jakimś cudem się nie przewrócił.
Cholera, wypił dużo więcej niż zwykle, ale miał też dobry powód. Znaczy powód się nie zmienił, tylko okoliczności. Nie... Jak będzie dalej o nim myślał, to zamówi kolejną flaszkę i spędzi tutaj noc.
- Proszę pana, dobrze się pan czuje? - usłyszał dziewczęcy głos.
Spróbował skupić wzrok na miejscu, z którego, jak mu się zdawało, dobiegło pytanie. Dostrzegł młodą, całkiem ładną kelnerkę, która obsługiwała go wcześniej. Słyszał wtedy jak nuciła jedną z jego piosenek, ale najwyraźniej go nie poznała. I dobrze. Fani nie powinni oglądać go w takim stanie. W sumie to nikt nie powinien oglądać go w takim stanie.
- Wszystko ok? - dosłyszał nutkę strachu, a może coś mu się zdawało.
Oczywiście, że nic nie jest ok. Co prawda mógłby najebać się z radości, ale to nie byłoby w jego stylu. Lubił topić smutki w alkoholu, a może po prostu dawno nie był szczęśliwy i nie miał czego świętować?
- Tak - zapewnił, kłamał, ale nie będzie zwierzał się kelnerce, ma jeszcze resztki godności, gdzieś tam głęboko, za pijacką mgłą - Muszę tylko wstać, to trudniejsze niż może się wydawać.
- Chyba wypił pan za dużo - rzuciła krótkie spojrzenie w stronę stołu zapełnionego pustymi butelkami.
No co ty nie powiesz?
- Pomogę panu wyjść - zaoferowała.
Zanim zdążył zaprotestować chwyciła go pod ramię i jakąś szatańską sztuczką postawiła na równe nogi, przytrzymując by znów się nie przewrócił.
- Da pan radę dojść do drzwi? - zapytała z szczerą, naiwną troską.
Kobieto, zostaw mnie.
- Dam radę nawet sam stać - powiedział przez zaciśnięte zęby.
- Pozwoli pan, że nie będziemy tego sprawdzać? - rzuciła nadal uprzejmym tonem.
Wyprowadziła go z baru. Dopiero gdy znalazł stabilne oparcie w postaci ściany puściła go i powiedziała:
- Mam nadzieje, że dalej pan sobie poradzi, chętnie pomogłabym panu wrócić do domu, ale nie mogę opuścić zmiany - rzuciła i wróciła do środka.
Zaśmiał się, dość opętańczo. No i znowu sam. Dziewczyna pomogła mu wyjść, żeby nie odstraszał klientów, to było oczywiste. Zawsze w trudnych sytuacjach zostawał sam. Ale teraz czemu miał się dziwić? Sam sobie to wszystko zgotował. Zresztą jaka to była trudna sytuacja? Po prostu się najebał, ale że alternatywę stanowił skok z mostu, to wydawało mu się, że wybrał lepsze rozwiązanie. Zobaczymy na kacu...
Czuł, że powoli przestaje mieć kontrole nad swoim ciałem. Zaraz legnie w rynsztoku i obudzi się rano bez komórki i portfela, albo ktoś zadźga go nożem i się nie obudzi... kolejna ciekawa alternatywa.
Póki miał chociaż śladową władzę w nogach powinien wrócić do domu, ale jego mieszkanie znajdowało się dość daleko od tego lokalu...
Ale ktoś mieszkał bardzo blisko stąd. Ktoś o kim miał nie myśleć, ale tak naprawdę wybrał to miejsce licząc, że ten go zobaczy. Tylko mężczyzna oczywiście nie szlaja się po nocach, bo jest odpowiedzialny. Nie upija się samotnie i nie wędruje ulicami Seulu prosząc się o nóż między żebra albo coś jeszcze gorszego. Tak, niektórzy są mądrzy, ale akurat nasz bohater się do tych osób nie zalicza.
Na trzeźwo by tego nie zrobił, ale nie miałby też problemów z dotarciem do swojego domu. Zatem postanowił odwiedzić swojego przyjaciela. Przecież obiecywali sobie pomoc w trudnych sytuacjach, a on chciał tylko kawałek podłogi na której mógłby zasnąć. I nie ważne, że to on był powodem dla którego się upił. Jutro skoczy z mostu, ale jeszcze nie teraz.
Nie miał pojęcia jak stanął przed drzwiami do jego mieszkania. Równie dobrze mógłby się teleportować. W każdym bądź razie nacisnął klamkę, może aż tak mądry nie jest skoro nigdy nie zamyka drzwi, i wszedł do środka.
Czuł, że to ostatnie chwile kiedy ma jeszcze jako taką kontrolę nad swoim ciałem. Robiło mu się coraz bardziej nie dobrze, ale jakaś mroczna część jego umysłu podpowiadała mu, że powinien się jeszcze napić.
Nagle stracił czucie w nogach i chwycił się wiszącej w przedpokoju gablotki, żeby nie upaść. Jego plan się nie powiódł. Może i nie waży zbyt wiele, ale dla tego mebla z pewnością za dużo, ewentualnie jakiś idiota ją zawiesił, a racja to on to zrobił, spadła z gwoździ.
Już nawet nic nie widział. Poczuł tylko, że upada, a potem, że gablotka wylądowała na nim, ale nawet zbytnio go to nie zabolało.
Choi Seunghyun oglądał jakiś rozrywkowy program w telewizji, który zbytnio go nie śmieszył. Łapał się na tym, że co chwila wpatruje się w pierścionek na swojej dłoni. Cóż, to jeszcze nie były zaręczyny, ale bardzo zależało mu na jego dziewczynie, skoro postanowił kupić te obrączki. Pochwalił się swoim szczęściem już chyba wszystkim, chłopakom z zespołu, sprzątaczkom, wizażystkom, ekipie technicznej... Wszyscy życzyli mu szczęścia, w końcu widzieli jak przy niej promieniał. Ale nie każdego ogarniała radość...
Poderwał się słysząc huk w przedpokoju. Co do cholery? Włamywacz? Nie no, on raczej zachowywał by się cicho... Znów nie zamknął drzwi, ile razy już dostawał reprymendy za to?
Pobiegł w stronę miejsca, w którym usłyszał hałas i zamarł. Strach jaki go ogarniał zamienił się w przerażenie.
G-Dragon leżał na podłodze, a wokół niego walały się kawałki szkła, wszystko co zostało z jego gablotki. Po co zawiesili ją w przedpokoju, skoro i tak nic w niej nie trzymał? To chyba nie jest istotna kwestia w tym tej chwili.
W pierwszym momencie myślał, że mężczyzna jest nieprzytomny, ale że po chwili zwymiotował zrozumiał, że jest po prostu pijany.Zaczął się miotać, przy okazji kawałki szkła wbijały się w jego ręce, ale po prostu dusił się nie mając jak złapać powietrza.
Seunghyun odzyskał zdrowy rozsądek. Szybko podszedł do lidera i złapał go za włosy, jednocześnie uderzając otwartą dłonią w plecy. Ten kaszlnął kilka razy, po czym znów zaczął oddychać.
- Co? - powiedział zbyt wyraźnie, jak na jego stan.
- Ji - raper zbytnio nie wiedział co powiedzieć.
- Zostaw mnie - pijany rzucił ostro - To wszystko twoja wina.
Top nie rozumiał o co chodzi, dlatego postanowił udać, że to tylko pijackie majaki. Nieporadnie podniósł mężczyznę chcąc zabrać go w jakieś lepsze miejsce. Najdelikatniej jak mógł zaczął ciągnąć go w stronę salonu, przytrzymując za ramiona i jednocześnie próbując zignorować ostry fetor wymiocin. Ji Yong przez cały czas plótł od rzeczy tak, że raper nawet nie był w stanie go zrozumieć. W pewnym momencie zadarł głowę i zauważył czerwoną strugę. Szybko położył poszkodowanego na podłodze i zrozumiał, że spory kawałek tej cholernej gabloty wbił się w nogę G-Dragona.
Bez żadnego zażenowania zaczął rozbierać niespodziewanego gościa. Musiał sprawdzić, czy nie odniósł innych obrażeń, poza tym, nie położy go nigdzie w poplamionym krwią i wymiocinami ubraniu.
Jako iż Ji Yong przez cały czas utrzymywał jakiś stopień świadomości, gdy tylko zdał sobie sprawę z tego co się dzieje rzucił:
- Tylko na to czekałem.
Raper nadal ignorował wszystkie jego teksty, ale trzeba przyznać, że zaczynało go to irytować. Najpierw zdjął z lidera koszulkę, potem chwycił przez nią, kawałek szkła sterczący z jego nogi, nie chciał się pokaleczyć. Mężczyzna tylko krzyknął, gdy stanowczym ruchem wyciągnął odłamek z ciała, ale ono samo nawet nie drgnęło. Widać, w ogóle nie miał w nim władzy. No ale gadać oczywiście musiał.
- Musiałeś to ruszać, czy to w czymkolwiek by nam wadziło? Chociaż w sumie to było udo nie?
Dalej go ignorując ściągnął jego spodnie.Obrażenie na nodze było dużo gorsze niż przypuszczał. Gdy lider rzucał się krztusząc na podłodze szkło musiało wbić się głębiej, gdyż cała rana była poszarpana i to dość głęboko. Zrobiło mu się nie dobrze na widok czerwonego mięsa i wciąż cieknącej krwi. Szybko odwrócił wzrok. Odetchnął z ulgą, gdy obejrzał go dokładnie i nie znalazł innych poważnych obrażeń. Parę odłamków co prawdo wbiło się nie tylko w ręce, ale i plecy, ale wydawały się nie stanowić wielkiego zagrożenia.
Ale i tak musiał iść po apteczkę. Podniósł się kierując do łazienki.
- Ej no! - wrzasnął za nim Ji Yong. - Chcesz mnie zostawić w takim momencie?!
Top walnął ręką w futrynę drzwi, mając świadomość, że inaczej uderzyłby swojego gościa. Policzył w myślach do dziesięciu i w konsekwencji nie powiedział nic, tylko udał się do zaplanowanego miejsca.
- Kochanie wróć! - usłyszał za sobą.
Spojrzał na szafkę z lustrem, w niej znajdowały się bandaże i woda utleniona. Miał krew na policzku, musiał przejechać po nim dłonią. Krew Ji Yonga. Zrobiło mu się nie dobrze, gdy uświadomił sobie co w zasadzie się stało. Pijany przyjaciel wpadł do niego, został przy tym ranny, a teraz wysuwa mu dwuznaczne, a raczej jednoznaczne propozycje. Miał ochotę zostawić go w tym salonie i już nie oglądać, ale dobrzy przyjaciele tak nie robią, bez względu na to jak bardzo najebany i wkurwiający był, musiał mu pomóc.
Zabrał potrzebne rzeczy i wrócił do potrzebującego. Zamarł widząc, że jest on blady jak ściana i chyba nawet gadać mu się odechciało. Na podłodze zebrała się spora kałuża krwi.
Seunghyun zaklnął. Powinien najpierw zatamować krwawienie, ale gadanie GD dostatecznie wytrąciło go z równowagi, by nie pomyśleć o takiej czynności,
- O wróciłeś - powiedział lider, gdy raper przyklęknął przy nim. - Możemy w końcu przejść do rzeczy?
- Weź się zamknij! - nie wytrzymał zapytany próbując w końcu zatrzymać nadal dość silny upływ krwi. - Mogłeś się zabić, a twoja sytuacja nadal nie jest zbyt bezpieczna, więc daruj sobie te bezczelne teksty!
- Faktycznie nie poszło po mojej myśli - głos miał totalnie trzeźwy, co było niedorzeczne - Miałem cię przywiązać do łóżka, ale skoro nie jestem w stanie tego zrobić...
- Za chwilę cię zostawię i się tak wykrwawisz!
Nie wiedział czy bardziej przejęło go to, że nie potrafił powstrzymać krwawienia, czy to co bez sensu gadał lider. Chyba to pierwsze. W końcu GD był najebany i nie myślał racjonalnie, a konsekwencją tego może być to, że mu tu umrze. Raper westchnął, planował spokojny wieczór.
- No i dobrze, bo ktoś by płakał! Leć do niej, a mną się nie przejmuj...
W końcu udało mu się zrobić coś, żeby krew przestała wypływać z rany. Szybko spojrzał na poszkodowanego, czy aby przypadkiem po prostu się nie wykrwawił, ale nadal był przytomny. Zaczął zakładać opatrunek tak ja go kiedyś uczyli, żałował że bardziej nie uważał na tych lekcjach. Coś jednak mu wyszło. Obejrzał dzieło krytycznie uznając, że spełni swoją rolę.
- Sytuacja ustabilizowana? - zapytał Ji Yong. - Czy teraz możemy przejść do rzeczy?
- Wiesz, że mogę cię już tutaj tak zostawić? - kąśliwie zauważył Seunghyun. - Nic ci się nie stanie, a ja nie będę musiał cię wysłuchiwać.
- To zerwę bandaż - zauważył jakże inteligentnie. - Zresztą jesteś za dobry, żeby przyjaciela w potrzebie zostawić.
Miał racje, po prostu nie potrafiłby teraz wstać i sobie pójść.
- Ale ja nie mam zbyt wyrafinowanych potrzeb - dodał.
Topowi w tym momencie całkiem puściły poważnie nadszarpnięte nerwy.
- Oczywiście, że cię nie zostawię, ale nie mam też zamiaru cię słuchać...
Chwycił bandaż i podniósł głowę poszkodowanego kładąc ją na swoich kolanach.
- Co ty robi... - zaczął tamten, ale biały materiał przykrył mu usta.
Raper owinął bandaż kilka razy i zadowolony spojrzał na powstały w ten sposób knebel. Lider próbował coś powiedzieć, ale słychać było tylko nieartykułowane dźwięki. Rzucił mu wściekłe spojrzenie i pewnie zacząłby się miotać, gdyby tylko miał władzę w ciele.
Seunghyun zaczął wyciągać kawałki szkła z rąk i pleców G-Dragona, po czym przemył wszystko starannie wodą utlenioną. Żmudne zajęcie trwało ponad godzinę, ale był pewien, że nawet najmniejszy kawałek nie został w ciele przyjaciela. Ten w którymś momencie chyba zasnął, gdyż jego jęki przerodziły się w miarowy oddech.
Po skończeniu zajęcia raper mógł się podnieść i wyprostować. Zaczęły już boleć go plecy, ale czego się nie robi dla przyjaciół. Krytycznie ocenił zaistniałą sytuacje. Wiedział, że stan Ji Yonga jest stabilny i jeżeli tylko nie otworzy rany na udzie to się nie wykrwawi, zakażenie nigdzie też nie powinno się wdać. Nie zmieniało to jednak faktu, że leżał zakrwawiony w jego salonie. Nadal nie mógł go tak zostawić.
Westchnął, żałując że jest aż tak szlachetną osobą, po czym wziął gościa na ręce. Nadwyrężony kręgosłup zaprotestował, ale na szczęście mężczyzna nie ważył zbyt wiele. Zaniósł go do łazienki i położył tam na podłodze. Ten przez cały czas nie reagował.
Chwycił gąbkę z mydłem i zaczął ścierać z niego krew. Mógł go po prostu włożyć do wanny i potraktować słuchawką od prysznica, ale opatrunek na nodze wtedy by ucierpiał. Następnie starannie wytarł go ręcznikiem.
Ściągnął knebel uznając, że jest już nie potrzebny, a przecież musiał umyć również twarz. Jak się okazało dobrze zrobił, bo gdy był już przy końcu swojej pracy, Ji Yong nagle się obudził i dostał torsji. Raper zaklnął głośno jednocześnie chwytając go za włosy, żeby tylko nie wpadł w wymiociny, gdyż drugi raz nie miał zamiaru go myć. Po skończeniu czynności lider zawisł bezładnie w jego dłoni, może tak naprawdę nawet nie odzyskał przytomności. Odciągnął go stanowczym ruchem od plamy, która powstała na podłodze, zmoczył ręcznik w umywalce i ponownie wytarł mu twarz.
Nieporadnie zaciągnął go do sypialni cały czas zerkając czy przypadkiem nie otworzyła się rana na nodze, kładąc na łóżku i szczelnie przykrywając kołdrą. Jeżeli się obudzi w tym miejscu znów zacznie wysuwać dziwne propozycje, ale zrobi to i tak i tak póki będzie pijany. Top westchnął zastanawiając się czym zasłużył sobie na taki los i poszedł sprzątnąć. Uświadomił sobie, że Ji Yong narobił mu bałaganu w aż 3 pomieszczeniach. Zaśmiał się cicho odreagowując stres, którego doświadczył. Łazienkę posprzątał bardzo szybko, kafelki nadają się do wycierania, w salonie poszło trochę gorzej, krew trudniej schodzi. A na ogarnięciu przedpokoju minęła kolejna godzina. Pozbycie się szkła, krwi i wymiocin nie było prostym zadaniem, ale jakoś mu się udało.
Gdy skończył był śmiertelnie zmęczony. Emocje zdążyły opaść i miał ochotę już tylko się położyć. Ale w jego łóżku spał G-Dragon... Weźmie sobie koc i położy się na kanapie, nie ma innego wyjścia. Nie żeby nigdy nie spał obok innych członków zespołu, ale biorąc pod uwagę jednoznaczne propozycje jego gościa nie miał zamiaru ryzykować.
Wrócił do sypialni i upewnił się, że lider głęboko śpi, uśmiechnął się na ten widok. Sięgnął po koc, leżący w szafie i nagle usłyszał, że ktoś kaszle. Spojrzał zaniepokojony w stronę Ji Yonga. Ten kaszlnął parę razy po czym się uspokoił i mocniej przytulił do kołdry.
Topowi jednak odechciało się kłaść. Usiadł na fotelu nie daleko łóżka i czuwał nad swoim gościem, tak był naprawdę dobrym gospodarzem.
W pewnym momencie uświadomił sobie, że jest naprawdę słodki gdy śpi. Zaraz jednak zreflektował się, że nie wolno mu tak myśleć. To wszystko po prostu efekt jego dzisiejszego gadania. A no właśnie... To nie mogło dać Seunghyunowi spokoju. Żaden z nich nie stronił od alkoholu i nie raz odwalali wtedy dziwne akcje, więc to go zbytnio nie zdziwiło. Ale GD nigdy wcześniej nie sugerował w żaden sposób, że mógłby być nim zainteresowany, no albo po prostu nie chciał tego dostrzec. Nie wyobrażał sobie sytuacji, w której mogliby ze sobą być. Ale przecież Ji Yong strasznie nie lubił jego dziewczyny. Tłumaczył, że odnosi się do niej chłodno, bo odciąga go od obowiązków, ale mogło chodzić o coś innego... Złapał się za głowę nie chcąc roztrząsać takich myśli. To było niedorzeczne, jego przyjacielowi odwaliło bo się najebał. Jutro pewnie nie będzie nawet niczego pamiętał.
środa, 10 lipca 2013
Bo szczęście nigdy nie trwa wiecznie (G-Ri) cz.3
Tytuł Bo szczęście nigdy nie trwa wiecznie
Część: 3/3
Kategoria: PG13-PG16
Pairing: G-Ri (G-Dragon i Seungri)
Typ: angst
Ostrzeżenia: przekleństwa
Opis: Seungri jest szczęśliwy ze swoim chłopakiem, ale z czasem okazuje się, że G-Dragon skrywa jakiś mroczny sekret... a prawda jest zbyt przerażająca...
Od autora: Zryłam, zryłam, zryłam. Od początku to opowiadanie miało takie być, ale czuje, że zryłam. Obiecuje poprawę, tym bardziej, że jestem w trakcie tworzenia opowiadania, które naprawdę zachwyca mnie swoim stylem i mam nadzieje, że was też zachwyci, a tego najlepiej nie czytajcie... Po prostu trzeba było je skończyć, to skończyłam...
Nie pamiętam drogi do szpitala. Wiem, że gdy to co powiedział Taeyang do mnie dotarło zrobiło mi się słabo i gdyby TOP mnie nie przytrzymał najprawdopodobniej bym upadł. Gdybym zwrócił uwagę na resztę wiedziałbym, że są równie bladzi jak ja, ale ja nie zwracałem na nic uwagi.
Następną rzeczą jaką pamiętam jest to jak zmierzałem za resztą korytarzem szpitalnym.
Przed drzwiami, za którymi z tego co było nam wiadomo, leżał Ji Yong, stał lekarz i wydawał się na nas czekać.
Próbował być uprzejmy, ale tak zwykle ułożony YoungBae, momentalnie przerwał i zapytał ostro:
- Co z nim?
- Stan pacjenta jest stabilny - doktor mówił uspokajającym głosem. - Sytuacja wyglądała na groźniejszą niż się wydawała... nic mu nie będzie...
Wszyscy odetchnęli z ulgą. Z radości znów poczułem, że miękną mi kolana. Seunghyun, który jakoś tak przezornie trzymał się blisko mnie, chyba też to zauważył gdyż delikatnie acz stanowczo posadził mnie na jednym z stojących na korytarzu krzeseł.
- Ale co się w zasadzie stało? - w tym pytaniu Daesung wyraził myśli nas wszystkich siadając obok mnie.
Wzrok, który wcześniej skupiałem na ścianie przede mną, przeniosłem na lekarza. Ten wyraźnie się zmieszał. Nie wydawał się taki stary, chyba jeszcze nie przywykł do przekazywania smutnych wieści ludziom. Tylko jaka to miała być smutna wieść? Przecież G-Dragon miał z tego wyjść... tylko w zasadzie z czego?!
Chwyciłem się za głowę, która strasznie mnie bolała. Nie rozumiałem sytuacji i chciałem żeby jak najszybciej została wyjaśniona, ale mężczyzna najwyraźniej nie wiedział jak ma nam to przekazać. W końcu odetchnął i powiedział:
- Znaleziono go całego zakrwawionego w łazience, nie całkiem wiadomo co się stało, ale gdyby nie szybkie udzielenie przez nas pomocy pewnie by się wykrwawił.
Taeyang aż się zakrztusił, ale zapytał, z trudem bo z trudem, ale jednak:
- Pan sugeruje, że on... chciał...
- Biorąc pod uwagę jego stan... - lekarz raptownie zamilkł, uświadamiając sobie, że powiedział coś czego nie powinien.
- Jaki stan? - krzyknęła cała trójka. Daesung aż się podniósł. Ja byłem w stanie tylko obserwować, nie potrafiłem się włączyć... Chciałem tylko się obudzić.
- Jeżeli panowie nie wiecie, to ja nie mogę... Obowiązuje mnie tajemnica lekarska - próbował się bronić, ale reszta otoczyła go.
- Widzi pan, panie doktorze - zaczął TOP swoim najbardziej hipnotyzującym głosem patrząc lekarzowi w oczy. - Jeżeli pan nam nie powie w jakim stanie jest Kwon Ji Yong to ci tutaj obecni - machnął w stronę stojących obok niego wokalistów. - Zaraz wpadną do niego i zrobią mu awanturę, która zdaje się nie być wskazana dla jego zdrowia...
Mężczyzna musiał przetrawić słowa rapera. Wszyscy jednak cierpliwie czekali, wiedząc że usłyszą odpowiedź.
- To nowotwór w zaawansowanym stadium - głos lekarza był całkowicie pozbawiony emocji.
Główny wokalista oparł się o ścianę. Daesunga zwaliło z nóg i usiadł obok mnie. TOP jeszcze jakoś trzymał się prosto. A do mnie nadal zbytnio to nie docierało.
Bądźmy szczerzy jeżeli wcześniej już byliśmy przerażeni, to nie było przymiotnika na nazwanie tego co czuliśmy teraz.
- Nie da się tego jakoś leczyć? - zapytał naiwnie raper.
- Pan Kwon odmówił jakiegokolwiek kuracji - wyjaśnił spokojnie lekarz. - Dzisiaj właśnie był odebrać dodatkowe wyniki badań, które niestety wykazały iż ten nowotwór jest złośliwy... a później znaleziono go w łazience.
Dalej już nie słuchałem. Poczułem, że robi mi się ciemno przed oczami i usłyszałem jeszcze jakiś rumor. Potem nie było już nic.
Obudziły mnie głosy, z których rozumiałem co najwyżej moje imię.
Leżałem na złączonych krzesełkach. Otworzyłem oczy i przyjrzałem się debatującym przyjaciołom, lekarz gdzieś się ulotnił. Spróbowałem usiąść i udało mi się.
Pierwszy zauważył mój powrót do żywych Taeyang:
- Człowieku, wszystko w porządku! - wydawał się być autentycznie przejęty, były to pierwsze słowa, które po chwili do mnie dotarły. - Jesteś blady jak ściana.
- Jak może być w porządku!? - wybuchnąłem. - Kiedy... kiedy... - głos mi się załamał.
Wszyscy z konsternacją zamilkli. Ciszę przerwał dopiero powrót doktora. W dłoni trzymał szklankę wody.
- O już pan do nas wrócił - zwrócił się do mnie. - To dobrze. Proszę to łyknąć - podał mi tabletkę i napój.
- Naprawdę nie trzeba - odepchnąłem szklankę przyglądając się z fascynacją jak przy ruchu burzy się idealna tafla wody. Pomyślałem, że moje życie właśnie też tak się zburzyło, ale jakoś nie potrafiło po chwili wrócić do normy, nigdy już się takie nie stanie.
W każdym bądź razie w obecnej chwili, myśl o przełknięciu czegokolwiek, nawet wody przyprawiała mnie o mdłości. Doktor nie chciał jednak zrezygnować i chcąc nie chcą musiałem połknąć lek, nawet nie wiedząc, na co on mi w zasadzie jest.
- Panie doktorze - zaczął YoungBae, gdy tamten przestał już użerać się ze mną. - Co się dzieje z Ji Yongiem?
- Zostałem poinformowany, że odzyskał przytomność, a jego stan jest stabilny.
- Co dalej będzie? - to Daesung.
- Zatrzymamy go na obserwacji, a jeżeli jego stan się nie zmieni to po upływie doby puścimy do domu... Tak by było najlepiej, ale wspominał coś o wypisaniu się na żądanie, starałem mu się odradzić taką decyzję, ale...
Zauważyłem, że chłopaki mimowolnie uśmiechają się, mizernie i bez radości, ale to jednak był uśmiech. Tak odradzić coś G-Dragonowi, gdy coś sobie postanowi... jeszcze się taki na niebie i ziemi nie znalazł, co byłby w stanie to zrobić.
- Możemy go zobaczyć? - zapytałem.
Lekarz spojrzał na mnie uważnie.
- Teoretycznie tak, nie na długo i nie wszyscy, gdyż pacjent jest zmęczony...
- A praktycznie?
- Powiedziałem panu Kwonowi o państwa przybyciu i stwierdził, że nie chce nikogo widzieć.
- Czy mimo wszystko mógłby pan nam pozwolić - poprosił go Top wykorzystując cały swój talent aktorski. - Chociaż, żeby jeden z nas mógł do niego wejść.
Doktora nie trzeba było przekonywać specjalnie długo, bo niby dlaczego nie? Teraz pozostała tylko kwestia kto pójdzie do lidera.
- Seungri - zaczął raper. - Ty masz najlepszy kontakt z Ji Yongiem.
- Wiesz jakoś mi się nie wydaje - mruknąłem. - Ja jestem głupi, nie będę wiedział co mam mówić i jak, nie serio nie ja...
Widziałem obrażony wzrok Taeyanga. Do tak niedawna był jego najlepszym przyjacielem, a ostatnimi czasy przecież w ogóle nie rozmawiali. Oczywistym było, że jeżeli nie ja pójdę, to on, a miałem dziwne przeczucie, że on zacznie od wejścia na GD krzyczeć. Teraz pozostawało tylko samemu tak nie zareagować.
W końcu zgodziłem się, nie mając lepszego wyboru. Nie chciałem go widzieć. Nie chciałem go widzieć ze świadomością tego co mu w zasadzie jest. Ale im dłużej myślałem nad tym, całkowicie nie chcąc pochłaniać tym zagadnieniem moich myśli, ale jednocześnie nie potrafiąc skupić się nad niczym innym, tym bardziej jego zachowanie wydawało mi się logiczne. Znałem go zbyt długo, by nie dopasować tego co robi do sytuacji. Chciałem skontrastować swoją wiedzę, ale najbardziej na świecie chciałem żeby okazało się to jednym wielkim żartem. Żebyśmy wrócili do domu, a on by tam na mnie czekał i poszlibyśmy na randkę, którą zakończylibyśmy taką nocą, że pozostałaby ona w naszej pamięci do końca życia... Ale najbardziej na świecie nie chciałem widzieć go leżącego w łóżku szpitalnym, nie teraz, a najlepiej nigdy. No, ale nie ma tak dobrze...
Gdy wszedłem do sali lider leżał odwrócony od mnie plecami.
- Nic nie potrzebuje - powiedział cicho. Usłyszał tylko moje kroki i pewnie pomylił mnie z lekarzem.
- Ji Yong - powiedziałem przez ściśnięte gardło.
- Wyjdź - rzucił ostrzej, ale bez specjalnego przekonania. - Nie chce nikogo widzieć!
- To się nie odwracaj - zauważyłem obojętnie podchodząc bliżej.
Chciałem zamknąć oczy, nie zapamiętać tego miejsca, nie zapamiętać tej postaci, ale zachowałem się jak dziecko, któremu rodzice mówią, że teraz ma zakryć oczy. Chłonąłem wszystko co widziałem, nie mogąc przestać.
Lider westchnął z rezygnacją i przewrócił się na plecy. Dłoń owinięta białym bandażem wysunęła się spod kołdry i dopiero w tym momencie uświadomiłem sobie, co tak naprawdę się wydarzyło. Po tych newsach zdążyłem zapomnieć dlaczego w zasadzie wylądował w tym szpitalu.
- Hyung - zacząłem niepewnie, miałem ochotę się rozpłakać powoli uświadamiając sobie ogrom sytuacji.
- Przepraszam, że z tą randką nie wypaliło - zaśmiał się, po czym umilkł raptownie.
W pierwszym momencie nie zrozumiałem o co chodzi, a potem sobie przypomniałem, że przecież byliśmy umówieni.
- Dlaczego nic nie powiedziałeś? - może to nie najlepsza chwila na wyrzuty, ale musiałem. - Rozumiem dlaczego tak dziwnie się zachowywałeś, ale dlaczego nikomu nie powiedziałeś o tym, że masz... - ta nazwa nie mogła mi przejść przez gardło - o tym że jesteś chory?
Lider westchnął nadal skupiony na suficie:
- Ciekawe czy z tajemnicą spowiedzi jest tak dobrze jak z lekarską, bo chyba wkrótce będę potrzebował skorzystać...
- Zbyt chętny do powiedzenia nie był, ale jesteśmy przekonujący - nie chciałem, żeby lekarz miał jakieś kłopoty przez to, że nam powiedział.
- Ale księdza nie masz co męczyć, nie zdradzałem cię, serio...
- Wiem, że jesteś mistrzem w zmienianiu tematu, ale tym razem ci się nie uda - zauważyłem ostro.
- Ta, chyba tak - zamknął oczy. - No to mów, pytaj i krzycz, co wolisz najpierw? Nie mam jak uciec.
- To może powtórzę, rozumiem twoje zachowanie, ale... - starałem się mówić spokojnie, jak do dziecka, ale przerwał raptownie.
- Nie, nie rozumiesz! Tego nie da się zrozumieć! W każdej chwili możesz... - wydał z siebie bliżej nieartykułowany dźwięk, który można było uznać za połączenie tłumionego szlochu i typowy wyraz frustracji. - Łaziłem na te badania i raz mówili, że jest lepiej, a raz że się pogarsza! Ile można to znosić!? Tak, to zbyt często były te liderskie sprawy! Dzisiaj powiedzieli mi, że jest gorzej... a ja... ja...
Zamilkł odwracając się do mnie plecami. Tym razem już na pewno usłyszałem szloch. Ale znałem Ji Yonga, wiedziałem, że jak już zaczął, jak już się otworzył, to będzie mówił dalej, więc mu nie przeszkadzałem, tylko czekałem. W końcu podjął, a jego głos drżał od emocji:
- Wcale nie chciałem... to było tak... po prostu... pomyślałem, że już nie usłyszę, że jest gorzej - odwrócił się w moją stronę i po raz pierwszy na mnie spojrzał. - Próba popełnienia samobójstwa w szpitalu nie należy do najbardziej mądrych pomysłów, co? - wysilił się na uśmiech.
Chciałem go objąć, takiego zagubionego, bezbronnego, totalnie nie G-Dragonowatego, ale powstrzymałem się stojąc jak słup soli. Przypomniałem sobie nagle coś co powiedział lekarz.
- Ale dlaczego odmówiłeś leczenia, przecież cię na to stać? - zauważyłem.
Westchnął.
- A jak wyobrażasz, sobie wtedy naszą działalność?
- Hyung, to nie jest najważniejsze...
- Właśnie, że jest! - zaprzeczył ostro. - Umre i tak i tak! - zamilkł na chwile uświadamiając, sobie, że w końcu powiedział te straszne słowa. Ja aż usiadłem, na podłodze, chociaż metr ode mnie znajdowało się krzesło. Po prostu patrzyłem. - Tak, właśnie tak - ciągnął po chwili. - Więc chociaż róbmy najlepiej to co robimy. Wcześniej wydawało mi się, że nasza kariera może być rozwijana powoli, że jest czas... ale teraz chce zdążyć zrobić wszystko... dlatego tak was męczyłem.
Skinąłem głową. To był G-Dragon, teraz w końcu go przypominał. Tego cholernego pracoholika, dla którego muzyka była najważniejsza. Nie mógł postąpić inaczej, musiałem tylko to zrozumieć.
- I dlatego teraz wydaje solo, chociaż nie jest jeszcze gotowe... jakbym nie zdążył... - znów zamilkł.
Cisza. A mnie bolała głowa jak w najgorszych hałasie. A jestem piosenkarzem i jestem do niego przyzwyczajony. Po prostu za dużo informacji na raz... dla mojego małego mózgu najmłodszego.
Dużo rzeczy nie zostało jeszcze powiedzianych i nie wiadomo czy to by się zmieniło, gdyż do sali wszedł lekarz:
- Musimy kończyć, pan Kwon musi odpocząć.
Nie mogłem powstrzymać parsknięcia. Pan Kwon musiał odpoczywać bardzo często, ale nigdy tego nie robił. Posłusznie jednak wstałem szykując się do wyjścia, nie mając zamiaru kłócić się z lekarzem.
- Zabierz mnie do domu - rzucił lider.
- Już i tak pana nie wypiszą, zalecamy, żeby został pan na nocną obserwacje, jutro będzie pan mógł wrócić do domu - wyjaśnił spokojnie lekarz.
Odwróciłem się przyglądając się pacjentowi. Wiedziałem, że mu się to nie podoba, ale skinął głową. Nie miał wyboru. Jest uparty, ale nie kłóci się, gdy wie, że sytuacja jest z góry przegrana.
Obiecałem, że po niego przyjedziemy i bez jakiegoś konkretnego pożegnania wyszedłem. Po prostu nie wiedziałem jak mam pożegnać się z mężczyzna którego kocham, który leży w szpitalu po bądź co bądź nieudanej próbie samobójczej, będąc chorym na nowotwór. Ani "cześć" ani "dobrej nocy" zbytnio nie pasowało. Znów "Pamiętaj, że zawsze cię kocham", chociaż było absolutną prawdą nie chciało mi przejść przez gardło i to nawet nie z powodu obecności lekarza.
Chciałem łyknąć jakieś proszki i położyć się spać, albo nawet napić się alkoholu, chociaż za nim nie przepadam. Zapomnieć o cholernym mętliku w mojej głowie. Ale czekała mnie jeszcze konfrontacja z przyjaciółmi, o których całkowicie zapomniałem.
Tak więc, gdy rzucili się na mnie z pytaniami, ja tylko spojrzałem na nich zdziwiony. W tym nagle powstałym gwarze, nawet nie rozumiałem, o co mnie pytają. Miałem ochotę znowu zemdleć/ Z pomocą przyszedł mi Top.
- Dajcie spokój - odsunął ode mnie pozostałą dwójkę. - Widzicie, w jakim chłopak jest stanie, powie wam wszystko jak tylko będzie mógł.
Skinąłem głową na potwierdzenie, a była to pierwsza rzecz jaką zrozumiałem z tych wypowiedzi.
Zaprowadzili mnie do samochodu. Rozumieli, że jestem w sporym szoku. W czasie jazdy trochę doszedłem do siebie i ogólnikami wyjaśniłem im moją rozmowę z Ji Yongiem. Tylko tyle by zrozumieli jej ogólny sens.
W odpowiedzi YoungBae zahamował ostro, prawie rozbijając samochód. Aż Seunghyun, który prawie nigdy nie przeklina, zaklnął. W odpowiedzi kierowca rzucił tylko coś niezrozumiałego i ruszył dalej.
A ja powinienem się zamknąć, ale nie mogłem się powstrzymać, chciałem wyładować na czymkolwiek wszystkie emocje.
- Aż tak cię boli, że to ze mną rozmawiał?!
- Zamknij się - rzucił oskarżony przez zaciśnięte zęby.
- Dobra, znacie się już z 10 lat, czym tam więcej - ciągnąłem nie kryjąc ogarniającego mnie w tym momencie poczucia pogardy. - Ale twoja zazdrość nie jest w tym momencie najważniejsza. Czy do ciebie dotarło, co w ogóle się dzieje?
Auto znów gwałtownie stanęło. Uderzyłem głową w siedzenie kierowcy, z tego wszystkiego zapomniałem o zapięciu pasa.
- Albo się zamkniesz, albo wracasz do domu na piechotę - powiedział lodowatym tonem.
Dostrzegając jego wściekłe spojrzenie w lusterku posłałem mu równie nienawistne, ale zamilkłem. Nasze mieszkanie znajdowało się zbyt daleko, żeby chciało mi się wracać z buta, a nie chciało mi się męczyć z zamawianiem taksówki.
Przez całą drogę nikt się nie odezwał. W mieszkaniu, też każdy poszedł od razu do siebie...
W nocy długo nie spałem, a gdy w końcu zasnąłem po jakiś 5 minutach obudził mnie telefon. Odebrałem wymawiając bliżej nieartykułowane słowa.
- Seungri to ja - usłyszałem przerażony głos Ji Yonga.
- Hyung, co się stało? - poderwałem się gwałtownie. Kątem oka zauważyłem zegarek, było trochę po dziewiątej, czyli jednak spałem prawie cztery godziny.
- Odbierzcie mnie proszę - nadal miał ten sam głos. - Oni chcą żebym założył ubranie z wczoraj... koszula jest poplamiona krwią... mógłbym ją zakryć kurtką, no ale... - wziął głęboki oddech po czym wybuchnął. - Aż tak źle ze mną nie jest, żebym zakładał to samo ubranie dwa razy i to jeszcze pod rząd! - krzyknął tak głośno, że aż odsunąłem komórkę od ucha. - Błagam przywieź mi coś na przebranie...
Nie mogłem powstrzymać śmiechu. To było tak bardzo w stylu G-Dragona, że aż na chwilę zapomniałem o wszystkim co miało miejsce.
- To wcale nie jest śmieszne maknae! - rzucił, ale dziwnie ciepłym tonem.
- Oczywiście, że przywiozę ci ubranie - zapewniłem, gdy tylko się uspokoiłem. - Ale ja się nie znam na modzie, całe życie mi to przecież wypominasz...
- Powiedz Seunghyunowi, on coś wybierze - oczywiście miał rozwiązanie na wszystko. - I nie mów, że nie wiesz, gdzie jest klucz do garderoby, bo dobrze wiem, że podbierałeś mi ubrania...
- Hyung, ja... - zarumieniłem się jak głupi.
- Jakby mi to przeszkadzało to nie kładłbym go zawsze w tym samym miejscu - zauważył spokojnie, ale potem dodał już lekko spanikowany. - Pospieszcie się, ja tego nie włożę!
I się rozłączył.
Przez chwile gapiłem się na telefon. Uświadomiłem sobie, że mam jego zdjęcie na tapecie, po czym rzuciłem go na łóżko i pobiegłem do pokoju Topa. Specjalnie nie namęczyłem się żeby go obudzić, co powinno mnie zdziwić. Szybko wyjaśniłem mu też, moją rozmowę z liderem, nie wydawał się być tym specjalnie zdziwiony.
- Ja coś na siebie włożę, a ty przynieś mi klucz, bo ja nie wejdę do jego pokoju bez pozwolenia - powiedział tylko.
Skinąłem głową i wypełniłem polecenie. Grzebanie w rzeczach lidera równało się z wyrokiem śmierci, jak widać dla każdego oprócz mnie. Podniosło mnie to trochę na duchu. Gdy wróciłem do rapera był już całkiem ubrany.
- Połóż klucz na szafce i idź obudź resztę - rzucił, dokonując ostatnich poprawek przy lustrze, nie patrząc w moją stronę.
Dwadzieścia minut później wszyscy byliśmy już w drodze do szpitala. Top na kolanach trzymał torbę z ubraniem dla lidera.
Gdy weszliśmy do sali, w której wczoraj leżał prawie rzucił się na rapera, pytając czy przywieźliśmy mu ubranie. Oglądając emocje malujące się na jego pięknej twarzy, to początkowe zdenerwowanie, przeradzające się w spokój, a na widok ubrań i szczęście, uświadomiło mi, jak bardzo go kocham.
- Dzięki, wiedziałem, że na tobie można polegać i wybierzesz co trzeba - zauważył radośnie.
Mimowolnie poczułem, że Taeyang zgrzyta zębami z wściekłości. Ubrał się w zadziwiająco szybkim tempie, a nie muszę mówić, że piosenkarze są nauczeni przebierać się szybko w czasie koncertów, a my jakoś tak ignorowaliśmy bandaż na jego ręce. Wypełnił te dokumenty, których jeszcze nie wypełnił, a musiały zostać wypełnione i udaliśmy się do auta.
Miałem nadzieje na spokój, ale tak jednak nie miało się stać.
- Nie masz nic do powiedzenia? - rzucił ostro YoungBae, gdy byliśmy na parkingu.
- Ładna pogoda, prawda? - odpowiedział Ji Yong patrząc w niebo.
- Jest coś jeszcze, czego nam nie powiedziałeś? - tym pytaniem już naprawdę mnie zdenerwował. Miałem ochotę powiedzieć coś w stylu: "Naprawdę nie zrozumiałeś, co do ciebie wczoraj mówiłem?", ale lider ubiegł mnie odpowiedzią, której całkowicie się nie spodziewałem.
- W sumie to tak... Chodzę z Seungrim.
Dobra, ukrywaliśmy to już ze 2 lata, a on tak po prostu to powiedział? Dlatego też skamieniałem razem z resztą. Poczułem, że łapie mnie za rękę i ciągnie w stronę auta. Nie zachowywał się normalnie, ale jak po tym wszystkim co przeszedł, być normalnym?
Wepchnął mnie na tylne siedzenie i zajął miejsce obok mnie. Skrzyżował ręce na piersi i przybrał minę obrażonego dziecka wołając w stronę wciąż stojącej jak słupy soli reszty:
-Możemy już jechać?!
Jakoś doszli do samochodu. Seunghyun zajął ostatnie wolne miejsce na tyłach i dostrzegłem lekki uśmiech goszczący na jego twarzy. Tak myślałem, że od pewnego czasu coś podejrzewa, był dla mnie za miły. A teraz śmieszyła go reakcja innych.
- Ale że jak? - wydukał Daesung.
- No normalnie - zakpił lider. - Mamy zademonstrować?
Pochylił się w moją stronę, a ja znów nie mogłem się poruszyć. To w sumie dawno nie miało miejsca, żeby znajdował się tak blisko. Nie chciałem odgrywać takiego przedstawienia, ale wiedziałem, że nie będę go zatrzymywał.
Auto ruszyło tak gwałtownie, że lider poleciał z impetem na rapera, który wyraził swoje niezadowolenie okrzykiem. YoungBae wyglądał tak, jakby zaraz miał się rozbić. Chyba dotarło to nawet do Ji Yonga, gdyż, gdy tylko podniósł się z Topa, zagłebił się w fotelu i nie odzywał się przez całą drogę. W sumie tak jak wszyscy.
Awantura rozpoczęła się dopiero w domu...
- Idźcie na górę! - rzucił główny wokalista zdejmując płaszcz.
- Nikt już tutaj nie jest dzieckiem... - zaczął TOP
- Na górę - polecił cicho, acz stanowczo lider i już nikt nie protestował.
Mimo wcześniejszych zapewnień, że nie jesteśmy dziećmi, usiedliśmy na szczycie schodów chcąc podsłuchać całą rozmowę, niczym one. Chociaż w pokojach pewnie i tak wszystko byśmy usłyszeli.
- W ogóle chciałeś mi powiedzieć? - YB pewnie chciał wypaść dumnie, ale jego głos wyraźnie drżał.
- Szczerze? Nie mam pojęcia co chciałem zrobić - GD był spokojny, ale pewnie nie na długo.
- Seungri wiedział? - poczułem, że zaciskam dłonie w piersi gdy usłyszałem to pytanie.
- Nikt nie wiedział...
- Martwiłem się, że robię coś nie tak... tak nagle przestałeś zwracać na mnie uwagę... - starszy mówił cicho, ale długo tłumiona gorycz i złość były słyszalne.
- Możesz zrozumieć, że nie wiedziałem co mam robić? Kto wiedziałby? - lider starał się go uspokoić.
- Ale dlaczego nie mogłeś się mi zwierzyć? Pomógłbym ci! Jak zawsze, od zawsze! - coraz więcej złości, coraz mniej goryczy.
I duży błąd. G-Dragon już od dawna nie prosi nikogo o pomoc. Taeyang chyba sobie nawet to uświadomił, gdyż nie dał rozmówcy odpowiedzieć. Usłyszeliśmy trzask czegoś ciężkiego o podłogę i już prawdziwy krzyk. - A może jakbym się z tobą pieprzył, to wtedy nie miałbyś przede mną tajemnic?!
- Ile razy mam powtarzać, że nic mu nie powiedziałem?! - Ji Yong też już krzyczał, do niego nie zwraca się takim tonem.
Sytuacja zaostrzała się coraz bardziej. A mną zaczynały targać mieszane uczucia. Od początku uważałem, że racja jest po stronie G-Dragona. Ale z drugiej strony YB naprawdę musiał czuć się strasznie, najlepszy przyjaciel przez tyle lat tak po prostu go olał. Tyle tylko iż uważałem, że okazuje swoje uczucia zdecydowanie w nieodpowiedni sposób. Przytrzymajcie mnie zanim zbiegnę tam i mu walnę... Top złapał mnie za ramiona, czyżbym powiedział to głośno?
Po coraz głośniejszej i bardziej obraźliwej wymianie zdań, która zakończyła się jednak emocjonalną klęską Taeyanga. Ji Yong na odchodne rzucił tylko:
- Nie radze sobie z tym, ale razem też sobie nie poradzimy, bo z tym nie da się poradzić.
Wspiął się po schodach tak szybko, że nie zdążyliśmy uciec. Nie wydawał się specjalnie zdziwiony tym, że nas spotkał i powiedział tylko, zadziwiająco spokojnie, jak na to wszystko co się działo:
- Nikt wam nie powiedział, że nie ładnie jest podsłuchiwać? A zwłaszcza tobie, tak nie dziecko Bingu?
I nastąpił kolejny, tym razem niemy pakt. Po prostu nikt nie wspominał o tym co jest G-Dragonowi. A ten nie przejmował się nikim i niczym pracując nad swoim solowym mini albumem. A tak przynajmniej się wszystkim wydawało, bo na tyle na ile mógł znajdował dla mnie czas. No i w końcu nawet YB pogodził się z tym wszystkim. Nasz związek został ogólnie zaakceptowany wśród tych którzy, wiedzieli, bo sam YG do tej pory wydawał się być nieświadomy, ale bądźmy szczerzy, mieli jakiś inny wybór?
- Zaprosiłeś Taeyanga do "One of a kind" w ramach przeprosin? - zapytałem podchodząc do niego i przytulając od tyłu.
Siedział w garderobie i przygotowywał się do nagrywania ostatniego teledysku do swojego sola.
- Chce mieć ze wszystkimi dobre kontakty - wyjaśnił spokojnie, chwytając mnie za ręce. - Niech mnie pamiętają jako kogoś dobrego.
- Jesteś najlepszy i jedyny w swoim rodzaju - zaśmiałem się i spróbowałem cmoknąć go w policzek, ale odsunął się.
- Nie niszcz mi makijażu, maknae - rzucił wesoło stając twarzą do mnie.
- Jest perfekcyjny jak cały ty - zapewniłem uśmiechając się.
Pokiwał, dziwnie smutno, głową w odpowiedzi i zdjął czapkę. Zobaczyłem też wtedy jego włosy.
- Co ty masz na głowie? - spojrzałem na nie całkiem osłupiały.
- Nawet nie wiesz ile kolorów farb na to poszło - zaśmiał się. - Ale efekt zabójczy prawda?
- W każdym MV inne włosy. Fani zaczynają się bać o ich stan - zauważyłem.
- Wypadną i tak i tak - powiedział zdecydowanie zbyt spokojnie.
No i wcześniejsza atmosfera sielanki i wręcz szczeniackiej miłości poszła się, za przeproszeniem jebać.
Co dziwne mi chyba zrobiło się gorzej niż jemu, gdyż objął mnie i powiedział tylko:
- Liczy się to, co jest teraz. To że jesteśmy tu ty i ja i że zaraz nagrywam MV - objął mnie czule. - I niedaleka przyszłość, jak nasz dzisiejszy wieczór - pocałował mnie.
- A makijaż? - zapytałem gdy się od siebie odsunęliśmy.
- Och, to przecież sprawa drugorzędna! - wybuchnął szczerym śmiechem.
I było dobrze. Bardzo dobrze. W tej radości aż zapomniałem o tym, że w ogóle kiedyś było źle. Ale jak to zwykle bywa w takich sytuacjach trzeba sobie przypomnieć...
Po zakończeniu Alive Galaxy Tour mieszkaliśmy osobno. Ja i Ji Yong też, dla zachowania pozorów przed nie poinformowaną częścią świata. Ale przecież jeździliśmy do siebie ciągle. Wydawało się, że ten dzień nie będzie różnił się niczym.
Ale gdy wszedłem do mieszkania lidera, poczułem się jakbym cofnął się w czasie do nagrywania Haru Haru. Wszystko było poprzewracane. A sam lider leżał na chyba jedynym całym meblu, czyli kanapie. Podbiegłem do niego przerażony.
- Co się stało? - zapytałem.
Najpierw pokręcił głową, pokazując, że jakaś fizyczna krzywda mu się nie stała. A potem pokazał garść włosów w swojej ręce. Czyli w końcu nastał ten dzień. A ja znów pomyślałem, jak bardzo to wszystko przypomina ten cholerny teledysk...
Nosił peruki i wydawało się, że jest ok. Ale nie mogło być ok. Śmiał się z wszystkimi i zastanawiałem się ile osób tak naprawdę wie, w jak ciężkim jest stanie. Miałem przeczucie, że tylko ja, YG bo ten musiał wiedzieć i może Taeyang. Ludzie z wytwórni chyba nawet nie wiedzieli, że coś mu dolega. Bo przecież nie zachowywał się jak człowiek, który ma raka. Śmiał się, bawił z wszystkimi. I pracował. Tak ciężko jak chyba nigdy. Pilnował każdej najmniejszej rzeczy jakiej robił, ale dzięki temu stawał się kimś coraz bardziej rozpoznawalnym. Kimś naprawdę ważnym. Co raz bardziej czułem jak wiele nas dzieli i że pomimo tego ile wkładam wysiłku we wszystko to co robię, to nie będę w stanie robić tyle co on.
Ale mimo wszystko nadal przy mnie był. Na tyle na ile pozwalały mi obowiązki. Czułem, że odnajduje we mnie oparcie, G-Dragon odnajdował oparcie we mnie, głupim maknae. Nic na świecie tak mnie nie satysfakcjonowało.
- Hyung, ja jadę do Japonii - zacząłem nie pewnie.
Cień przebieg przez jego twarz. Siedział na kanapie i przeglądał zdjęcia z ostatniego pokazu mody od Chanel. Ale przestał. Spojrzał na mnie i zobaczyłem, że wymusił uśmiech.
- Ja też będę przez pewien czas w Japonii. Może się spotkamy?
Zaśmiał się. Mi chciało się płakać, ale to inna sprawa, dobrze wiedziałem, że on też to wymusił.
- Tak może - powstrzymałem drżenie głosu.
- I wystąpisz u mnie na koncercie - zaproponował.
Objął mnie. Poczułem, że już nie powstrzymam płaczu.
- Hej, wszystko w porządku - próbował pocieszyć. - Przecież cię nie zostawiam, ja po prostu...
Tak wiem, zawsze o tym marzył. Kto nie chciałby mieć solowej trasy po świecie? Sam uważał, że wolałby to zrobić po wydaniu drugiego albumu, ale nie potrafił się nawet skupić na produkowaniu go. Czemu się dziwić? Lekarze nie wyrokowali najlepiej. Zbyt wiele stresu. Żeby chociaż tą trasę skończył...
- A ja się po prostu boje, strasznie - przyznałem.
To takie dziwne, że chciałem być obok niego, skoro było źle? Skoro widziałem, że jest źle? Przede mną nie mógł ukryć. Przed wszystkimi może i tak, ale nie przede mną...
- Spójrz na mnie - pokręciłem głową, więc chwycił ją w swoje ręce i uniósł, nie mogłem się wyrwać, a on ciągnął. - To ostatnia rzecz, jakiej jeszcze nie zrobiłem. Przecież tak to już wszystko jest za mną. Ile osób może powiedzieć, że zrealizowało swoje marzenia żyjąc nawet 100 lat? Ja mogę powiedzieć. I dziękuje ci, że przez cały ten czas byłeś przy mnie. Bez wsparcia nie udało by mi się... Wiesz, że cię kocham, kochałem i kochać będę, prawda?
Pokiwałem głową i objąłem go mocno.
- Po prostu chce być przy tobie...
- Zawsze będziemy razem, wiesz...
Uśmiechnął się i mnie pocałował. Było dobrze, chociaż było tragicznie.
Ale prawda jest taka, że G-Dragon tak całkiem nie załamuje się nigdy. Choćby nie wiem jak tragiczna byłaby sytuacja działa dalej. I osiąga co chce. I ja też musiałem się tak zachować. Bo zawsze trzeba się dostosować, inaczej się nie przetrwa...
Chociaż gdy zostaje się samemu jest bardzo ciężko. Nie muszę mówić, że zespół tego nie przetrwał? Nie chodziło o to, że nie trzymaliśmy się razem. Po prostu nikt inny nie mógł być liderem.
Część: 3/3
Kategoria: PG13-PG16
Pairing: G-Ri (G-Dragon i Seungri)
Typ: angst
Ostrzeżenia: przekleństwa
Opis: Seungri jest szczęśliwy ze swoim chłopakiem, ale z czasem okazuje się, że G-Dragon skrywa jakiś mroczny sekret... a prawda jest zbyt przerażająca...
Od autora: Zryłam, zryłam, zryłam. Od początku to opowiadanie miało takie być, ale czuje, że zryłam. Obiecuje poprawę, tym bardziej, że jestem w trakcie tworzenia opowiadania, które naprawdę zachwyca mnie swoim stylem i mam nadzieje, że was też zachwyci, a tego najlepiej nie czytajcie... Po prostu trzeba było je skończyć, to skończyłam...
Nie pamiętam drogi do szpitala. Wiem, że gdy to co powiedział Taeyang do mnie dotarło zrobiło mi się słabo i gdyby TOP mnie nie przytrzymał najprawdopodobniej bym upadł. Gdybym zwrócił uwagę na resztę wiedziałbym, że są równie bladzi jak ja, ale ja nie zwracałem na nic uwagi.
Następną rzeczą jaką pamiętam jest to jak zmierzałem za resztą korytarzem szpitalnym.
Przed drzwiami, za którymi z tego co było nam wiadomo, leżał Ji Yong, stał lekarz i wydawał się na nas czekać.
Próbował być uprzejmy, ale tak zwykle ułożony YoungBae, momentalnie przerwał i zapytał ostro:
- Co z nim?
- Stan pacjenta jest stabilny - doktor mówił uspokajającym głosem. - Sytuacja wyglądała na groźniejszą niż się wydawała... nic mu nie będzie...
Wszyscy odetchnęli z ulgą. Z radości znów poczułem, że miękną mi kolana. Seunghyun, który jakoś tak przezornie trzymał się blisko mnie, chyba też to zauważył gdyż delikatnie acz stanowczo posadził mnie na jednym z stojących na korytarzu krzeseł.
- Ale co się w zasadzie stało? - w tym pytaniu Daesung wyraził myśli nas wszystkich siadając obok mnie.
Wzrok, który wcześniej skupiałem na ścianie przede mną, przeniosłem na lekarza. Ten wyraźnie się zmieszał. Nie wydawał się taki stary, chyba jeszcze nie przywykł do przekazywania smutnych wieści ludziom. Tylko jaka to miała być smutna wieść? Przecież G-Dragon miał z tego wyjść... tylko w zasadzie z czego?!
Chwyciłem się za głowę, która strasznie mnie bolała. Nie rozumiałem sytuacji i chciałem żeby jak najszybciej została wyjaśniona, ale mężczyzna najwyraźniej nie wiedział jak ma nam to przekazać. W końcu odetchnął i powiedział:
- Znaleziono go całego zakrwawionego w łazience, nie całkiem wiadomo co się stało, ale gdyby nie szybkie udzielenie przez nas pomocy pewnie by się wykrwawił.
Taeyang aż się zakrztusił, ale zapytał, z trudem bo z trudem, ale jednak:
- Pan sugeruje, że on... chciał...
- Biorąc pod uwagę jego stan... - lekarz raptownie zamilkł, uświadamiając sobie, że powiedział coś czego nie powinien.
- Jaki stan? - krzyknęła cała trójka. Daesung aż się podniósł. Ja byłem w stanie tylko obserwować, nie potrafiłem się włączyć... Chciałem tylko się obudzić.
- Jeżeli panowie nie wiecie, to ja nie mogę... Obowiązuje mnie tajemnica lekarska - próbował się bronić, ale reszta otoczyła go.
- Widzi pan, panie doktorze - zaczął TOP swoim najbardziej hipnotyzującym głosem patrząc lekarzowi w oczy. - Jeżeli pan nam nie powie w jakim stanie jest Kwon Ji Yong to ci tutaj obecni - machnął w stronę stojących obok niego wokalistów. - Zaraz wpadną do niego i zrobią mu awanturę, która zdaje się nie być wskazana dla jego zdrowia...
Mężczyzna musiał przetrawić słowa rapera. Wszyscy jednak cierpliwie czekali, wiedząc że usłyszą odpowiedź.
- To nowotwór w zaawansowanym stadium - głos lekarza był całkowicie pozbawiony emocji.
Główny wokalista oparł się o ścianę. Daesunga zwaliło z nóg i usiadł obok mnie. TOP jeszcze jakoś trzymał się prosto. A do mnie nadal zbytnio to nie docierało.
Bądźmy szczerzy jeżeli wcześniej już byliśmy przerażeni, to nie było przymiotnika na nazwanie tego co czuliśmy teraz.
- Nie da się tego jakoś leczyć? - zapytał naiwnie raper.
- Pan Kwon odmówił jakiegokolwiek kuracji - wyjaśnił spokojnie lekarz. - Dzisiaj właśnie był odebrać dodatkowe wyniki badań, które niestety wykazały iż ten nowotwór jest złośliwy... a później znaleziono go w łazience.
Dalej już nie słuchałem. Poczułem, że robi mi się ciemno przed oczami i usłyszałem jeszcze jakiś rumor. Potem nie było już nic.
Obudziły mnie głosy, z których rozumiałem co najwyżej moje imię.
Leżałem na złączonych krzesełkach. Otworzyłem oczy i przyjrzałem się debatującym przyjaciołom, lekarz gdzieś się ulotnił. Spróbowałem usiąść i udało mi się.
Pierwszy zauważył mój powrót do żywych Taeyang:
- Człowieku, wszystko w porządku! - wydawał się być autentycznie przejęty, były to pierwsze słowa, które po chwili do mnie dotarły. - Jesteś blady jak ściana.
- Jak może być w porządku!? - wybuchnąłem. - Kiedy... kiedy... - głos mi się załamał.
Wszyscy z konsternacją zamilkli. Ciszę przerwał dopiero powrót doktora. W dłoni trzymał szklankę wody.
- O już pan do nas wrócił - zwrócił się do mnie. - To dobrze. Proszę to łyknąć - podał mi tabletkę i napój.
- Naprawdę nie trzeba - odepchnąłem szklankę przyglądając się z fascynacją jak przy ruchu burzy się idealna tafla wody. Pomyślałem, że moje życie właśnie też tak się zburzyło, ale jakoś nie potrafiło po chwili wrócić do normy, nigdy już się takie nie stanie.
W każdym bądź razie w obecnej chwili, myśl o przełknięciu czegokolwiek, nawet wody przyprawiała mnie o mdłości. Doktor nie chciał jednak zrezygnować i chcąc nie chcą musiałem połknąć lek, nawet nie wiedząc, na co on mi w zasadzie jest.
- Panie doktorze - zaczął YoungBae, gdy tamten przestał już użerać się ze mną. - Co się dzieje z Ji Yongiem?
- Zostałem poinformowany, że odzyskał przytomność, a jego stan jest stabilny.
- Co dalej będzie? - to Daesung.
- Zatrzymamy go na obserwacji, a jeżeli jego stan się nie zmieni to po upływie doby puścimy do domu... Tak by było najlepiej, ale wspominał coś o wypisaniu się na żądanie, starałem mu się odradzić taką decyzję, ale...
Zauważyłem, że chłopaki mimowolnie uśmiechają się, mizernie i bez radości, ale to jednak był uśmiech. Tak odradzić coś G-Dragonowi, gdy coś sobie postanowi... jeszcze się taki na niebie i ziemi nie znalazł, co byłby w stanie to zrobić.
- Możemy go zobaczyć? - zapytałem.
Lekarz spojrzał na mnie uważnie.
- Teoretycznie tak, nie na długo i nie wszyscy, gdyż pacjent jest zmęczony...
- A praktycznie?
- Powiedziałem panu Kwonowi o państwa przybyciu i stwierdził, że nie chce nikogo widzieć.
- Czy mimo wszystko mógłby pan nam pozwolić - poprosił go Top wykorzystując cały swój talent aktorski. - Chociaż, żeby jeden z nas mógł do niego wejść.
Doktora nie trzeba było przekonywać specjalnie długo, bo niby dlaczego nie? Teraz pozostała tylko kwestia kto pójdzie do lidera.
- Seungri - zaczął raper. - Ty masz najlepszy kontakt z Ji Yongiem.
- Wiesz jakoś mi się nie wydaje - mruknąłem. - Ja jestem głupi, nie będę wiedział co mam mówić i jak, nie serio nie ja...
Widziałem obrażony wzrok Taeyanga. Do tak niedawna był jego najlepszym przyjacielem, a ostatnimi czasy przecież w ogóle nie rozmawiali. Oczywistym było, że jeżeli nie ja pójdę, to on, a miałem dziwne przeczucie, że on zacznie od wejścia na GD krzyczeć. Teraz pozostawało tylko samemu tak nie zareagować.
W końcu zgodziłem się, nie mając lepszego wyboru. Nie chciałem go widzieć. Nie chciałem go widzieć ze świadomością tego co mu w zasadzie jest. Ale im dłużej myślałem nad tym, całkowicie nie chcąc pochłaniać tym zagadnieniem moich myśli, ale jednocześnie nie potrafiąc skupić się nad niczym innym, tym bardziej jego zachowanie wydawało mi się logiczne. Znałem go zbyt długo, by nie dopasować tego co robi do sytuacji. Chciałem skontrastować swoją wiedzę, ale najbardziej na świecie chciałem żeby okazało się to jednym wielkim żartem. Żebyśmy wrócili do domu, a on by tam na mnie czekał i poszlibyśmy na randkę, którą zakończylibyśmy taką nocą, że pozostałaby ona w naszej pamięci do końca życia... Ale najbardziej na świecie nie chciałem widzieć go leżącego w łóżku szpitalnym, nie teraz, a najlepiej nigdy. No, ale nie ma tak dobrze...
Gdy wszedłem do sali lider leżał odwrócony od mnie plecami.
- Nic nie potrzebuje - powiedział cicho. Usłyszał tylko moje kroki i pewnie pomylił mnie z lekarzem.
- Ji Yong - powiedziałem przez ściśnięte gardło.
- Wyjdź - rzucił ostrzej, ale bez specjalnego przekonania. - Nie chce nikogo widzieć!
- To się nie odwracaj - zauważyłem obojętnie podchodząc bliżej.
Chciałem zamknąć oczy, nie zapamiętać tego miejsca, nie zapamiętać tej postaci, ale zachowałem się jak dziecko, któremu rodzice mówią, że teraz ma zakryć oczy. Chłonąłem wszystko co widziałem, nie mogąc przestać.
Lider westchnął z rezygnacją i przewrócił się na plecy. Dłoń owinięta białym bandażem wysunęła się spod kołdry i dopiero w tym momencie uświadomiłem sobie, co tak naprawdę się wydarzyło. Po tych newsach zdążyłem zapomnieć dlaczego w zasadzie wylądował w tym szpitalu.
- Hyung - zacząłem niepewnie, miałem ochotę się rozpłakać powoli uświadamiając sobie ogrom sytuacji.
- Przepraszam, że z tą randką nie wypaliło - zaśmiał się, po czym umilkł raptownie.
W pierwszym momencie nie zrozumiałem o co chodzi, a potem sobie przypomniałem, że przecież byliśmy umówieni.
- Dlaczego nic nie powiedziałeś? - może to nie najlepsza chwila na wyrzuty, ale musiałem. - Rozumiem dlaczego tak dziwnie się zachowywałeś, ale dlaczego nikomu nie powiedziałeś o tym, że masz... - ta nazwa nie mogła mi przejść przez gardło - o tym że jesteś chory?
Lider westchnął nadal skupiony na suficie:
- Ciekawe czy z tajemnicą spowiedzi jest tak dobrze jak z lekarską, bo chyba wkrótce będę potrzebował skorzystać...
- Zbyt chętny do powiedzenia nie był, ale jesteśmy przekonujący - nie chciałem, żeby lekarz miał jakieś kłopoty przez to, że nam powiedział.
- Ale księdza nie masz co męczyć, nie zdradzałem cię, serio...
- Wiem, że jesteś mistrzem w zmienianiu tematu, ale tym razem ci się nie uda - zauważyłem ostro.
- Ta, chyba tak - zamknął oczy. - No to mów, pytaj i krzycz, co wolisz najpierw? Nie mam jak uciec.
- To może powtórzę, rozumiem twoje zachowanie, ale... - starałem się mówić spokojnie, jak do dziecka, ale przerwał raptownie.
- Nie, nie rozumiesz! Tego nie da się zrozumieć! W każdej chwili możesz... - wydał z siebie bliżej nieartykułowany dźwięk, który można było uznać za połączenie tłumionego szlochu i typowy wyraz frustracji. - Łaziłem na te badania i raz mówili, że jest lepiej, a raz że się pogarsza! Ile można to znosić!? Tak, to zbyt często były te liderskie sprawy! Dzisiaj powiedzieli mi, że jest gorzej... a ja... ja...
Zamilkł odwracając się do mnie plecami. Tym razem już na pewno usłyszałem szloch. Ale znałem Ji Yonga, wiedziałem, że jak już zaczął, jak już się otworzył, to będzie mówił dalej, więc mu nie przeszkadzałem, tylko czekałem. W końcu podjął, a jego głos drżał od emocji:
- Wcale nie chciałem... to było tak... po prostu... pomyślałem, że już nie usłyszę, że jest gorzej - odwrócił się w moją stronę i po raz pierwszy na mnie spojrzał. - Próba popełnienia samobójstwa w szpitalu nie należy do najbardziej mądrych pomysłów, co? - wysilił się na uśmiech.
Chciałem go objąć, takiego zagubionego, bezbronnego, totalnie nie G-Dragonowatego, ale powstrzymałem się stojąc jak słup soli. Przypomniałem sobie nagle coś co powiedział lekarz.
- Ale dlaczego odmówiłeś leczenia, przecież cię na to stać? - zauważyłem.
Westchnął.
- A jak wyobrażasz, sobie wtedy naszą działalność?
- Hyung, to nie jest najważniejsze...
- Właśnie, że jest! - zaprzeczył ostro. - Umre i tak i tak! - zamilkł na chwile uświadamiając, sobie, że w końcu powiedział te straszne słowa. Ja aż usiadłem, na podłodze, chociaż metr ode mnie znajdowało się krzesło. Po prostu patrzyłem. - Tak, właśnie tak - ciągnął po chwili. - Więc chociaż róbmy najlepiej to co robimy. Wcześniej wydawało mi się, że nasza kariera może być rozwijana powoli, że jest czas... ale teraz chce zdążyć zrobić wszystko... dlatego tak was męczyłem.
Skinąłem głową. To był G-Dragon, teraz w końcu go przypominał. Tego cholernego pracoholika, dla którego muzyka była najważniejsza. Nie mógł postąpić inaczej, musiałem tylko to zrozumieć.
- I dlatego teraz wydaje solo, chociaż nie jest jeszcze gotowe... jakbym nie zdążył... - znów zamilkł.
Cisza. A mnie bolała głowa jak w najgorszych hałasie. A jestem piosenkarzem i jestem do niego przyzwyczajony. Po prostu za dużo informacji na raz... dla mojego małego mózgu najmłodszego.
Dużo rzeczy nie zostało jeszcze powiedzianych i nie wiadomo czy to by się zmieniło, gdyż do sali wszedł lekarz:
- Musimy kończyć, pan Kwon musi odpocząć.
Nie mogłem powstrzymać parsknięcia. Pan Kwon musiał odpoczywać bardzo często, ale nigdy tego nie robił. Posłusznie jednak wstałem szykując się do wyjścia, nie mając zamiaru kłócić się z lekarzem.
- Zabierz mnie do domu - rzucił lider.
- Już i tak pana nie wypiszą, zalecamy, żeby został pan na nocną obserwacje, jutro będzie pan mógł wrócić do domu - wyjaśnił spokojnie lekarz.
Odwróciłem się przyglądając się pacjentowi. Wiedziałem, że mu się to nie podoba, ale skinął głową. Nie miał wyboru. Jest uparty, ale nie kłóci się, gdy wie, że sytuacja jest z góry przegrana.
Obiecałem, że po niego przyjedziemy i bez jakiegoś konkretnego pożegnania wyszedłem. Po prostu nie wiedziałem jak mam pożegnać się z mężczyzna którego kocham, który leży w szpitalu po bądź co bądź nieudanej próbie samobójczej, będąc chorym na nowotwór. Ani "cześć" ani "dobrej nocy" zbytnio nie pasowało. Znów "Pamiętaj, że zawsze cię kocham", chociaż było absolutną prawdą nie chciało mi przejść przez gardło i to nawet nie z powodu obecności lekarza.
Chciałem łyknąć jakieś proszki i położyć się spać, albo nawet napić się alkoholu, chociaż za nim nie przepadam. Zapomnieć o cholernym mętliku w mojej głowie. Ale czekała mnie jeszcze konfrontacja z przyjaciółmi, o których całkowicie zapomniałem.
Tak więc, gdy rzucili się na mnie z pytaniami, ja tylko spojrzałem na nich zdziwiony. W tym nagle powstałym gwarze, nawet nie rozumiałem, o co mnie pytają. Miałem ochotę znowu zemdleć/ Z pomocą przyszedł mi Top.
- Dajcie spokój - odsunął ode mnie pozostałą dwójkę. - Widzicie, w jakim chłopak jest stanie, powie wam wszystko jak tylko będzie mógł.
Skinąłem głową na potwierdzenie, a była to pierwsza rzecz jaką zrozumiałem z tych wypowiedzi.
Zaprowadzili mnie do samochodu. Rozumieli, że jestem w sporym szoku. W czasie jazdy trochę doszedłem do siebie i ogólnikami wyjaśniłem im moją rozmowę z Ji Yongiem. Tylko tyle by zrozumieli jej ogólny sens.
W odpowiedzi YoungBae zahamował ostro, prawie rozbijając samochód. Aż Seunghyun, który prawie nigdy nie przeklina, zaklnął. W odpowiedzi kierowca rzucił tylko coś niezrozumiałego i ruszył dalej.
A ja powinienem się zamknąć, ale nie mogłem się powstrzymać, chciałem wyładować na czymkolwiek wszystkie emocje.
- Aż tak cię boli, że to ze mną rozmawiał?!
- Zamknij się - rzucił oskarżony przez zaciśnięte zęby.
- Dobra, znacie się już z 10 lat, czym tam więcej - ciągnąłem nie kryjąc ogarniającego mnie w tym momencie poczucia pogardy. - Ale twoja zazdrość nie jest w tym momencie najważniejsza. Czy do ciebie dotarło, co w ogóle się dzieje?
Auto znów gwałtownie stanęło. Uderzyłem głową w siedzenie kierowcy, z tego wszystkiego zapomniałem o zapięciu pasa.
- Albo się zamkniesz, albo wracasz do domu na piechotę - powiedział lodowatym tonem.
Dostrzegając jego wściekłe spojrzenie w lusterku posłałem mu równie nienawistne, ale zamilkłem. Nasze mieszkanie znajdowało się zbyt daleko, żeby chciało mi się wracać z buta, a nie chciało mi się męczyć z zamawianiem taksówki.
Przez całą drogę nikt się nie odezwał. W mieszkaniu, też każdy poszedł od razu do siebie...
W nocy długo nie spałem, a gdy w końcu zasnąłem po jakiś 5 minutach obudził mnie telefon. Odebrałem wymawiając bliżej nieartykułowane słowa.
- Seungri to ja - usłyszałem przerażony głos Ji Yonga.
- Hyung, co się stało? - poderwałem się gwałtownie. Kątem oka zauważyłem zegarek, było trochę po dziewiątej, czyli jednak spałem prawie cztery godziny.
- Odbierzcie mnie proszę - nadal miał ten sam głos. - Oni chcą żebym założył ubranie z wczoraj... koszula jest poplamiona krwią... mógłbym ją zakryć kurtką, no ale... - wziął głęboki oddech po czym wybuchnął. - Aż tak źle ze mną nie jest, żebym zakładał to samo ubranie dwa razy i to jeszcze pod rząd! - krzyknął tak głośno, że aż odsunąłem komórkę od ucha. - Błagam przywieź mi coś na przebranie...
Nie mogłem powstrzymać śmiechu. To było tak bardzo w stylu G-Dragona, że aż na chwilę zapomniałem o wszystkim co miało miejsce.
- To wcale nie jest śmieszne maknae! - rzucił, ale dziwnie ciepłym tonem.
- Oczywiście, że przywiozę ci ubranie - zapewniłem, gdy tylko się uspokoiłem. - Ale ja się nie znam na modzie, całe życie mi to przecież wypominasz...
- Powiedz Seunghyunowi, on coś wybierze - oczywiście miał rozwiązanie na wszystko. - I nie mów, że nie wiesz, gdzie jest klucz do garderoby, bo dobrze wiem, że podbierałeś mi ubrania...
- Hyung, ja... - zarumieniłem się jak głupi.
- Jakby mi to przeszkadzało to nie kładłbym go zawsze w tym samym miejscu - zauważył spokojnie, ale potem dodał już lekko spanikowany. - Pospieszcie się, ja tego nie włożę!
I się rozłączył.
Przez chwile gapiłem się na telefon. Uświadomiłem sobie, że mam jego zdjęcie na tapecie, po czym rzuciłem go na łóżko i pobiegłem do pokoju Topa. Specjalnie nie namęczyłem się żeby go obudzić, co powinno mnie zdziwić. Szybko wyjaśniłem mu też, moją rozmowę z liderem, nie wydawał się być tym specjalnie zdziwiony.
- Ja coś na siebie włożę, a ty przynieś mi klucz, bo ja nie wejdę do jego pokoju bez pozwolenia - powiedział tylko.
Skinąłem głową i wypełniłem polecenie. Grzebanie w rzeczach lidera równało się z wyrokiem śmierci, jak widać dla każdego oprócz mnie. Podniosło mnie to trochę na duchu. Gdy wróciłem do rapera był już całkiem ubrany.
- Połóż klucz na szafce i idź obudź resztę - rzucił, dokonując ostatnich poprawek przy lustrze, nie patrząc w moją stronę.
Dwadzieścia minut później wszyscy byliśmy już w drodze do szpitala. Top na kolanach trzymał torbę z ubraniem dla lidera.
Gdy weszliśmy do sali, w której wczoraj leżał prawie rzucił się na rapera, pytając czy przywieźliśmy mu ubranie. Oglądając emocje malujące się na jego pięknej twarzy, to początkowe zdenerwowanie, przeradzające się w spokój, a na widok ubrań i szczęście, uświadomiło mi, jak bardzo go kocham.
- Dzięki, wiedziałem, że na tobie można polegać i wybierzesz co trzeba - zauważył radośnie.
Mimowolnie poczułem, że Taeyang zgrzyta zębami z wściekłości. Ubrał się w zadziwiająco szybkim tempie, a nie muszę mówić, że piosenkarze są nauczeni przebierać się szybko w czasie koncertów, a my jakoś tak ignorowaliśmy bandaż na jego ręce. Wypełnił te dokumenty, których jeszcze nie wypełnił, a musiały zostać wypełnione i udaliśmy się do auta.
Miałem nadzieje na spokój, ale tak jednak nie miało się stać.
- Nie masz nic do powiedzenia? - rzucił ostro YoungBae, gdy byliśmy na parkingu.
- Ładna pogoda, prawda? - odpowiedział Ji Yong patrząc w niebo.
- Jest coś jeszcze, czego nam nie powiedziałeś? - tym pytaniem już naprawdę mnie zdenerwował. Miałem ochotę powiedzieć coś w stylu: "Naprawdę nie zrozumiałeś, co do ciebie wczoraj mówiłem?", ale lider ubiegł mnie odpowiedzią, której całkowicie się nie spodziewałem.
- W sumie to tak... Chodzę z Seungrim.
Dobra, ukrywaliśmy to już ze 2 lata, a on tak po prostu to powiedział? Dlatego też skamieniałem razem z resztą. Poczułem, że łapie mnie za rękę i ciągnie w stronę auta. Nie zachowywał się normalnie, ale jak po tym wszystkim co przeszedł, być normalnym?
Wepchnął mnie na tylne siedzenie i zajął miejsce obok mnie. Skrzyżował ręce na piersi i przybrał minę obrażonego dziecka wołając w stronę wciąż stojącej jak słupy soli reszty:
-Możemy już jechać?!
Jakoś doszli do samochodu. Seunghyun zajął ostatnie wolne miejsce na tyłach i dostrzegłem lekki uśmiech goszczący na jego twarzy. Tak myślałem, że od pewnego czasu coś podejrzewa, był dla mnie za miły. A teraz śmieszyła go reakcja innych.
- Ale że jak? - wydukał Daesung.
- No normalnie - zakpił lider. - Mamy zademonstrować?
Pochylił się w moją stronę, a ja znów nie mogłem się poruszyć. To w sumie dawno nie miało miejsca, żeby znajdował się tak blisko. Nie chciałem odgrywać takiego przedstawienia, ale wiedziałem, że nie będę go zatrzymywał.
Auto ruszyło tak gwałtownie, że lider poleciał z impetem na rapera, który wyraził swoje niezadowolenie okrzykiem. YoungBae wyglądał tak, jakby zaraz miał się rozbić. Chyba dotarło to nawet do Ji Yonga, gdyż, gdy tylko podniósł się z Topa, zagłebił się w fotelu i nie odzywał się przez całą drogę. W sumie tak jak wszyscy.
Awantura rozpoczęła się dopiero w domu...
- Idźcie na górę! - rzucił główny wokalista zdejmując płaszcz.
- Nikt już tutaj nie jest dzieckiem... - zaczął TOP
- Na górę - polecił cicho, acz stanowczo lider i już nikt nie protestował.
Mimo wcześniejszych zapewnień, że nie jesteśmy dziećmi, usiedliśmy na szczycie schodów chcąc podsłuchać całą rozmowę, niczym one. Chociaż w pokojach pewnie i tak wszystko byśmy usłyszeli.
- W ogóle chciałeś mi powiedzieć? - YB pewnie chciał wypaść dumnie, ale jego głos wyraźnie drżał.
- Szczerze? Nie mam pojęcia co chciałem zrobić - GD był spokojny, ale pewnie nie na długo.
- Seungri wiedział? - poczułem, że zaciskam dłonie w piersi gdy usłyszałem to pytanie.
- Nikt nie wiedział...
- Martwiłem się, że robię coś nie tak... tak nagle przestałeś zwracać na mnie uwagę... - starszy mówił cicho, ale długo tłumiona gorycz i złość były słyszalne.
- Możesz zrozumieć, że nie wiedziałem co mam robić? Kto wiedziałby? - lider starał się go uspokoić.
- Ale dlaczego nie mogłeś się mi zwierzyć? Pomógłbym ci! Jak zawsze, od zawsze! - coraz więcej złości, coraz mniej goryczy.
I duży błąd. G-Dragon już od dawna nie prosi nikogo o pomoc. Taeyang chyba sobie nawet to uświadomił, gdyż nie dał rozmówcy odpowiedzieć. Usłyszeliśmy trzask czegoś ciężkiego o podłogę i już prawdziwy krzyk. - A może jakbym się z tobą pieprzył, to wtedy nie miałbyś przede mną tajemnic?!
- Ile razy mam powtarzać, że nic mu nie powiedziałem?! - Ji Yong też już krzyczał, do niego nie zwraca się takim tonem.
Sytuacja zaostrzała się coraz bardziej. A mną zaczynały targać mieszane uczucia. Od początku uważałem, że racja jest po stronie G-Dragona. Ale z drugiej strony YB naprawdę musiał czuć się strasznie, najlepszy przyjaciel przez tyle lat tak po prostu go olał. Tyle tylko iż uważałem, że okazuje swoje uczucia zdecydowanie w nieodpowiedni sposób. Przytrzymajcie mnie zanim zbiegnę tam i mu walnę... Top złapał mnie za ramiona, czyżbym powiedział to głośno?
Po coraz głośniejszej i bardziej obraźliwej wymianie zdań, która zakończyła się jednak emocjonalną klęską Taeyanga. Ji Yong na odchodne rzucił tylko:
- Nie radze sobie z tym, ale razem też sobie nie poradzimy, bo z tym nie da się poradzić.
Wspiął się po schodach tak szybko, że nie zdążyliśmy uciec. Nie wydawał się specjalnie zdziwiony tym, że nas spotkał i powiedział tylko, zadziwiająco spokojnie, jak na to wszystko co się działo:
- Nikt wam nie powiedział, że nie ładnie jest podsłuchiwać? A zwłaszcza tobie, tak nie dziecko Bingu?
I nastąpił kolejny, tym razem niemy pakt. Po prostu nikt nie wspominał o tym co jest G-Dragonowi. A ten nie przejmował się nikim i niczym pracując nad swoim solowym mini albumem. A tak przynajmniej się wszystkim wydawało, bo na tyle na ile mógł znajdował dla mnie czas. No i w końcu nawet YB pogodził się z tym wszystkim. Nasz związek został ogólnie zaakceptowany wśród tych którzy, wiedzieli, bo sam YG do tej pory wydawał się być nieświadomy, ale bądźmy szczerzy, mieli jakiś inny wybór?
- Zaprosiłeś Taeyanga do "One of a kind" w ramach przeprosin? - zapytałem podchodząc do niego i przytulając od tyłu.
Siedział w garderobie i przygotowywał się do nagrywania ostatniego teledysku do swojego sola.
- Chce mieć ze wszystkimi dobre kontakty - wyjaśnił spokojnie, chwytając mnie za ręce. - Niech mnie pamiętają jako kogoś dobrego.
- Jesteś najlepszy i jedyny w swoim rodzaju - zaśmiałem się i spróbowałem cmoknąć go w policzek, ale odsunął się.
- Nie niszcz mi makijażu, maknae - rzucił wesoło stając twarzą do mnie.
- Jest perfekcyjny jak cały ty - zapewniłem uśmiechając się.
Pokiwał, dziwnie smutno, głową w odpowiedzi i zdjął czapkę. Zobaczyłem też wtedy jego włosy.
- Co ty masz na głowie? - spojrzałem na nie całkiem osłupiały.
- Nawet nie wiesz ile kolorów farb na to poszło - zaśmiał się. - Ale efekt zabójczy prawda?
- W każdym MV inne włosy. Fani zaczynają się bać o ich stan - zauważyłem.
- Wypadną i tak i tak - powiedział zdecydowanie zbyt spokojnie.
No i wcześniejsza atmosfera sielanki i wręcz szczeniackiej miłości poszła się, za przeproszeniem jebać.
Co dziwne mi chyba zrobiło się gorzej niż jemu, gdyż objął mnie i powiedział tylko:
- Liczy się to, co jest teraz. To że jesteśmy tu ty i ja i że zaraz nagrywam MV - objął mnie czule. - I niedaleka przyszłość, jak nasz dzisiejszy wieczór - pocałował mnie.
- A makijaż? - zapytałem gdy się od siebie odsunęliśmy.
- Och, to przecież sprawa drugorzędna! - wybuchnął szczerym śmiechem.
I było dobrze. Bardzo dobrze. W tej radości aż zapomniałem o tym, że w ogóle kiedyś było źle. Ale jak to zwykle bywa w takich sytuacjach trzeba sobie przypomnieć...
Po zakończeniu Alive Galaxy Tour mieszkaliśmy osobno. Ja i Ji Yong też, dla zachowania pozorów przed nie poinformowaną częścią świata. Ale przecież jeździliśmy do siebie ciągle. Wydawało się, że ten dzień nie będzie różnił się niczym.
Ale gdy wszedłem do mieszkania lidera, poczułem się jakbym cofnął się w czasie do nagrywania Haru Haru. Wszystko było poprzewracane. A sam lider leżał na chyba jedynym całym meblu, czyli kanapie. Podbiegłem do niego przerażony.
- Co się stało? - zapytałem.
Najpierw pokręcił głową, pokazując, że jakaś fizyczna krzywda mu się nie stała. A potem pokazał garść włosów w swojej ręce. Czyli w końcu nastał ten dzień. A ja znów pomyślałem, jak bardzo to wszystko przypomina ten cholerny teledysk...
Nosił peruki i wydawało się, że jest ok. Ale nie mogło być ok. Śmiał się z wszystkimi i zastanawiałem się ile osób tak naprawdę wie, w jak ciężkim jest stanie. Miałem przeczucie, że tylko ja, YG bo ten musiał wiedzieć i może Taeyang. Ludzie z wytwórni chyba nawet nie wiedzieli, że coś mu dolega. Bo przecież nie zachowywał się jak człowiek, który ma raka. Śmiał się, bawił z wszystkimi. I pracował. Tak ciężko jak chyba nigdy. Pilnował każdej najmniejszej rzeczy jakiej robił, ale dzięki temu stawał się kimś coraz bardziej rozpoznawalnym. Kimś naprawdę ważnym. Co raz bardziej czułem jak wiele nas dzieli i że pomimo tego ile wkładam wysiłku we wszystko to co robię, to nie będę w stanie robić tyle co on.
Ale mimo wszystko nadal przy mnie był. Na tyle na ile pozwalały mi obowiązki. Czułem, że odnajduje we mnie oparcie, G-Dragon odnajdował oparcie we mnie, głupim maknae. Nic na świecie tak mnie nie satysfakcjonowało.
- Hyung, ja jadę do Japonii - zacząłem nie pewnie.
Cień przebieg przez jego twarz. Siedział na kanapie i przeglądał zdjęcia z ostatniego pokazu mody od Chanel. Ale przestał. Spojrzał na mnie i zobaczyłem, że wymusił uśmiech.
- Ja też będę przez pewien czas w Japonii. Może się spotkamy?
Zaśmiał się. Mi chciało się płakać, ale to inna sprawa, dobrze wiedziałem, że on też to wymusił.
- Tak może - powstrzymałem drżenie głosu.
- I wystąpisz u mnie na koncercie - zaproponował.
Objął mnie. Poczułem, że już nie powstrzymam płaczu.
- Hej, wszystko w porządku - próbował pocieszyć. - Przecież cię nie zostawiam, ja po prostu...
Tak wiem, zawsze o tym marzył. Kto nie chciałby mieć solowej trasy po świecie? Sam uważał, że wolałby to zrobić po wydaniu drugiego albumu, ale nie potrafił się nawet skupić na produkowaniu go. Czemu się dziwić? Lekarze nie wyrokowali najlepiej. Zbyt wiele stresu. Żeby chociaż tą trasę skończył...
- A ja się po prostu boje, strasznie - przyznałem.
To takie dziwne, że chciałem być obok niego, skoro było źle? Skoro widziałem, że jest źle? Przede mną nie mógł ukryć. Przed wszystkimi może i tak, ale nie przede mną...
- Spójrz na mnie - pokręciłem głową, więc chwycił ją w swoje ręce i uniósł, nie mogłem się wyrwać, a on ciągnął. - To ostatnia rzecz, jakiej jeszcze nie zrobiłem. Przecież tak to już wszystko jest za mną. Ile osób może powiedzieć, że zrealizowało swoje marzenia żyjąc nawet 100 lat? Ja mogę powiedzieć. I dziękuje ci, że przez cały ten czas byłeś przy mnie. Bez wsparcia nie udało by mi się... Wiesz, że cię kocham, kochałem i kochać będę, prawda?
Pokiwałem głową i objąłem go mocno.
- Po prostu chce być przy tobie...
- Zawsze będziemy razem, wiesz...
Uśmiechnął się i mnie pocałował. Było dobrze, chociaż było tragicznie.
Ale prawda jest taka, że G-Dragon tak całkiem nie załamuje się nigdy. Choćby nie wiem jak tragiczna byłaby sytuacja działa dalej. I osiąga co chce. I ja też musiałem się tak zachować. Bo zawsze trzeba się dostosować, inaczej się nie przetrwa...
Chociaż gdy zostaje się samemu jest bardzo ciężko. Nie muszę mówić, że zespół tego nie przetrwał? Nie chodziło o to, że nie trzymaliśmy się razem. Po prostu nikt inny nie mógł być liderem.
Subskrybuj:
Posty (Atom)