Tytuł Bo szczęście nigdy nie trwa wiecznie
Część: 3/3
Kategoria: PG13-PG16
Pairing: G-Ri (G-Dragon i Seungri)
Typ: angst
Ostrzeżenia: przekleństwa
Opis: Seungri jest szczęśliwy ze swoim chłopakiem, ale z czasem okazuje się, że G-Dragon skrywa jakiś mroczny sekret... a prawda jest zbyt przerażająca...
Od autora: Zryłam, zryłam, zryłam. Od początku to opowiadanie miało takie być, ale czuje, że zryłam. Obiecuje poprawę, tym bardziej, że jestem w trakcie tworzenia opowiadania, które naprawdę zachwyca mnie swoim stylem i mam nadzieje, że was też zachwyci, a tego najlepiej nie czytajcie... Po prostu trzeba było je skończyć, to skończyłam...
Nie pamiętam drogi do szpitala. Wiem, że gdy to co powiedział Taeyang do mnie dotarło zrobiło mi się słabo i gdyby TOP mnie nie przytrzymał najprawdopodobniej bym upadł. Gdybym zwrócił uwagę na resztę wiedziałbym, że są równie bladzi jak ja, ale ja nie zwracałem na nic uwagi.
Następną rzeczą jaką pamiętam jest to jak zmierzałem za resztą korytarzem szpitalnym.
Przed drzwiami, za którymi z tego co było nam wiadomo, leżał Ji Yong, stał lekarz i wydawał się na nas czekać.
Próbował być uprzejmy, ale tak zwykle ułożony YoungBae, momentalnie przerwał i zapytał ostro:
- Co z nim?
- Stan pacjenta jest stabilny - doktor mówił uspokajającym głosem. - Sytuacja wyglądała na groźniejszą niż się wydawała... nic mu nie będzie...
Wszyscy odetchnęli z ulgą. Z radości znów poczułem, że miękną mi kolana. Seunghyun, który jakoś tak przezornie trzymał się blisko mnie, chyba też to zauważył gdyż delikatnie acz stanowczo posadził mnie na jednym z stojących na korytarzu krzeseł.
- Ale co się w zasadzie stało? - w tym pytaniu Daesung wyraził myśli nas wszystkich siadając obok mnie.
Wzrok, który wcześniej skupiałem na ścianie przede mną, przeniosłem na lekarza. Ten wyraźnie się zmieszał. Nie wydawał się taki stary, chyba jeszcze nie przywykł do przekazywania smutnych wieści ludziom. Tylko jaka to miała być smutna wieść? Przecież G-Dragon miał z tego wyjść... tylko w zasadzie z czego?!
Chwyciłem się za głowę, która strasznie mnie bolała. Nie rozumiałem sytuacji i chciałem żeby jak najszybciej została wyjaśniona, ale mężczyzna najwyraźniej nie wiedział jak ma nam to przekazać. W końcu odetchnął i powiedział:
- Znaleziono go całego zakrwawionego w łazience, nie całkiem wiadomo co się stało, ale gdyby nie szybkie udzielenie przez nas pomocy pewnie by się wykrwawił.
Taeyang aż się zakrztusił, ale zapytał, z trudem bo z trudem, ale jednak:
- Pan sugeruje, że on... chciał...
- Biorąc pod uwagę jego stan... - lekarz raptownie zamilkł, uświadamiając sobie, że powiedział coś czego nie powinien.
- Jaki stan? - krzyknęła cała trójka. Daesung aż się podniósł. Ja byłem w stanie tylko obserwować, nie potrafiłem się włączyć... Chciałem tylko się obudzić.
- Jeżeli panowie nie wiecie, to ja nie mogę... Obowiązuje mnie tajemnica lekarska - próbował się bronić, ale reszta otoczyła go.
- Widzi pan, panie doktorze - zaczął TOP swoim najbardziej hipnotyzującym głosem patrząc lekarzowi w oczy. - Jeżeli pan nam nie powie w jakim stanie jest Kwon Ji Yong to ci tutaj obecni - machnął w stronę stojących obok niego wokalistów. - Zaraz wpadną do niego i zrobią mu awanturę, która zdaje się nie być wskazana dla jego zdrowia...
Mężczyzna musiał przetrawić słowa rapera. Wszyscy jednak cierpliwie czekali, wiedząc że usłyszą odpowiedź.
- To nowotwór w zaawansowanym stadium - głos lekarza był całkowicie pozbawiony emocji.
Główny wokalista oparł się o ścianę. Daesunga zwaliło z nóg i usiadł obok mnie. TOP jeszcze jakoś trzymał się prosto. A do mnie nadal zbytnio to nie docierało.
Bądźmy szczerzy jeżeli wcześniej już byliśmy przerażeni, to nie było przymiotnika na nazwanie tego co czuliśmy teraz.
- Nie da się tego jakoś leczyć? - zapytał naiwnie raper.
- Pan Kwon odmówił jakiegokolwiek kuracji - wyjaśnił spokojnie lekarz. - Dzisiaj właśnie był odebrać dodatkowe wyniki badań, które niestety wykazały iż ten nowotwór jest złośliwy... a później znaleziono go w łazience.
Dalej już nie słuchałem. Poczułem, że robi mi się ciemno przed oczami i usłyszałem jeszcze jakiś rumor. Potem nie było już nic.
Obudziły mnie głosy, z których rozumiałem co najwyżej moje imię.
Leżałem na złączonych krzesełkach. Otworzyłem oczy i przyjrzałem się debatującym przyjaciołom, lekarz gdzieś się ulotnił. Spróbowałem usiąść i udało mi się.
Pierwszy zauważył mój powrót do żywych Taeyang:
- Człowieku, wszystko w porządku! - wydawał się być autentycznie przejęty, były to pierwsze słowa, które po chwili do mnie dotarły. - Jesteś blady jak ściana.
- Jak może być w porządku!? - wybuchnąłem. - Kiedy... kiedy... - głos mi się załamał.
Wszyscy z konsternacją zamilkli. Ciszę przerwał dopiero powrót doktora. W dłoni trzymał szklankę wody.
- O już pan do nas wrócił - zwrócił się do mnie. - To dobrze. Proszę to łyknąć - podał mi tabletkę i napój.
- Naprawdę nie trzeba - odepchnąłem szklankę przyglądając się z fascynacją jak przy ruchu burzy się idealna tafla wody. Pomyślałem, że moje życie właśnie też tak się zburzyło, ale jakoś nie potrafiło po chwili wrócić do normy, nigdy już się takie nie stanie.
W każdym bądź razie w obecnej chwili, myśl o przełknięciu czegokolwiek, nawet wody przyprawiała mnie o mdłości. Doktor nie chciał jednak zrezygnować i chcąc nie chcą musiałem połknąć lek, nawet nie wiedząc, na co on mi w zasadzie jest.
- Panie doktorze - zaczął YoungBae, gdy tamten przestał już użerać się ze mną. - Co się dzieje z Ji Yongiem?
- Zostałem poinformowany, że odzyskał przytomność, a jego stan jest stabilny.
- Co dalej będzie? - to Daesung.
- Zatrzymamy go na obserwacji, a jeżeli jego stan się nie zmieni to po upływie doby puścimy do domu... Tak by było najlepiej, ale wspominał coś o wypisaniu się na żądanie, starałem mu się odradzić taką decyzję, ale...
Zauważyłem, że chłopaki mimowolnie uśmiechają się, mizernie i bez radości, ale to jednak był uśmiech. Tak odradzić coś G-Dragonowi, gdy coś sobie postanowi... jeszcze się taki na niebie i ziemi nie znalazł, co byłby w stanie to zrobić.
- Możemy go zobaczyć? - zapytałem.
Lekarz spojrzał na mnie uważnie.
- Teoretycznie tak, nie na długo i nie wszyscy, gdyż pacjent jest zmęczony...
- A praktycznie?
- Powiedziałem panu Kwonowi o państwa przybyciu i stwierdził, że nie chce nikogo widzieć.
- Czy mimo wszystko mógłby pan nam pozwolić - poprosił go Top wykorzystując cały swój talent aktorski. - Chociaż, żeby jeden z nas mógł do niego wejść.
Doktora nie trzeba było przekonywać specjalnie długo, bo niby dlaczego nie? Teraz pozostała tylko kwestia kto pójdzie do lidera.
- Seungri - zaczął raper. - Ty masz najlepszy kontakt z Ji Yongiem.
- Wiesz jakoś mi się nie wydaje - mruknąłem. - Ja jestem głupi, nie będę wiedział co mam mówić i jak, nie serio nie ja...
Widziałem obrażony wzrok Taeyanga. Do tak niedawna był jego najlepszym przyjacielem, a ostatnimi czasy przecież w ogóle nie rozmawiali. Oczywistym było, że jeżeli nie ja pójdę, to on, a miałem dziwne przeczucie, że on zacznie od wejścia na GD krzyczeć. Teraz pozostawało tylko samemu tak nie zareagować.
W końcu zgodziłem się, nie mając lepszego wyboru. Nie chciałem go widzieć. Nie chciałem go widzieć ze świadomością tego co mu w zasadzie jest. Ale im dłużej myślałem nad tym, całkowicie nie chcąc pochłaniać tym zagadnieniem moich myśli, ale jednocześnie nie potrafiąc skupić się nad niczym innym, tym bardziej jego zachowanie wydawało mi się logiczne. Znałem go zbyt długo, by nie dopasować tego co robi do sytuacji. Chciałem skontrastować swoją wiedzę, ale najbardziej na świecie chciałem żeby okazało się to jednym wielkim żartem. Żebyśmy wrócili do domu, a on by tam na mnie czekał i poszlibyśmy na randkę, którą zakończylibyśmy taką nocą, że pozostałaby ona w naszej pamięci do końca życia... Ale najbardziej na świecie nie chciałem widzieć go leżącego w łóżku szpitalnym, nie teraz, a najlepiej nigdy. No, ale nie ma tak dobrze...
Gdy wszedłem do sali lider leżał odwrócony od mnie plecami.
- Nic nie potrzebuje - powiedział cicho. Usłyszał tylko moje kroki i pewnie pomylił mnie z lekarzem.
- Ji Yong - powiedziałem przez ściśnięte gardło.
- Wyjdź - rzucił ostrzej, ale bez specjalnego przekonania. - Nie chce nikogo widzieć!
- To się nie odwracaj - zauważyłem obojętnie podchodząc bliżej.
Chciałem zamknąć oczy, nie zapamiętać tego miejsca, nie zapamiętać tej postaci, ale zachowałem się jak dziecko, któremu rodzice mówią, że teraz ma zakryć oczy. Chłonąłem wszystko co widziałem, nie mogąc przestać.
Lider westchnął z rezygnacją i przewrócił się na plecy. Dłoń owinięta białym bandażem wysunęła się spod kołdry i dopiero w tym momencie uświadomiłem sobie, co tak naprawdę się wydarzyło. Po tych newsach zdążyłem zapomnieć dlaczego w zasadzie wylądował w tym szpitalu.
- Hyung - zacząłem niepewnie, miałem ochotę się rozpłakać powoli uświadamiając sobie ogrom sytuacji.
- Przepraszam, że z tą randką nie wypaliło - zaśmiał się, po czym umilkł raptownie.
W pierwszym momencie nie zrozumiałem o co chodzi, a potem sobie przypomniałem, że przecież byliśmy umówieni.
- Dlaczego nic nie powiedziałeś? - może to nie najlepsza chwila na wyrzuty, ale musiałem. - Rozumiem dlaczego tak dziwnie się zachowywałeś, ale dlaczego nikomu nie powiedziałeś o tym, że masz... - ta nazwa nie mogła mi przejść przez gardło - o tym że jesteś chory?
Lider westchnął nadal skupiony na suficie:
- Ciekawe czy z tajemnicą spowiedzi jest tak dobrze jak z lekarską, bo chyba wkrótce będę potrzebował skorzystać...
- Zbyt chętny do powiedzenia nie był, ale jesteśmy przekonujący - nie chciałem, żeby lekarz miał jakieś kłopoty przez to, że nam powiedział.
- Ale księdza nie masz co męczyć, nie zdradzałem cię, serio...
- Wiem, że jesteś mistrzem w zmienianiu tematu, ale tym razem ci się nie uda - zauważyłem ostro.
- Ta, chyba tak - zamknął oczy. - No to mów, pytaj i krzycz, co wolisz najpierw? Nie mam jak uciec.
- To może powtórzę, rozumiem twoje zachowanie, ale... - starałem się mówić spokojnie, jak do dziecka, ale przerwał raptownie.
- Nie, nie rozumiesz! Tego nie da się zrozumieć! W każdej chwili możesz... - wydał z siebie bliżej nieartykułowany dźwięk, który można było uznać za połączenie tłumionego szlochu i typowy wyraz frustracji. - Łaziłem na te badania i raz mówili, że jest lepiej, a raz że się pogarsza! Ile można to znosić!? Tak, to zbyt często były te liderskie sprawy! Dzisiaj powiedzieli mi, że jest gorzej... a ja... ja...
Zamilkł odwracając się do mnie plecami. Tym razem już na pewno usłyszałem szloch. Ale znałem Ji Yonga, wiedziałem, że jak już zaczął, jak już się otworzył, to będzie mówił dalej, więc mu nie przeszkadzałem, tylko czekałem. W końcu podjął, a jego głos drżał od emocji:
- Wcale nie chciałem... to było tak... po prostu... pomyślałem, że już nie usłyszę, że jest gorzej - odwrócił się w moją stronę i po raz pierwszy na mnie spojrzał. - Próba popełnienia samobójstwa w szpitalu nie należy do najbardziej mądrych pomysłów, co? - wysilił się na uśmiech.
Chciałem go objąć, takiego zagubionego, bezbronnego, totalnie nie G-Dragonowatego, ale powstrzymałem się stojąc jak słup soli. Przypomniałem sobie nagle coś co powiedział lekarz.
- Ale dlaczego odmówiłeś leczenia, przecież cię na to stać? - zauważyłem.
Westchnął.
- A jak wyobrażasz, sobie wtedy naszą działalność?
- Hyung, to nie jest najważniejsze...
- Właśnie, że jest! - zaprzeczył ostro. - Umre i tak i tak! - zamilkł na chwile uświadamiając, sobie, że w końcu powiedział te straszne słowa. Ja aż usiadłem, na podłodze, chociaż metr ode mnie znajdowało się krzesło. Po prostu patrzyłem. - Tak, właśnie tak - ciągnął po chwili. - Więc chociaż róbmy najlepiej to co robimy. Wcześniej wydawało mi się, że nasza kariera może być rozwijana powoli, że jest czas... ale teraz chce zdążyć zrobić wszystko... dlatego tak was męczyłem.
Skinąłem głową. To był G-Dragon, teraz w końcu go przypominał. Tego cholernego pracoholika, dla którego muzyka była najważniejsza. Nie mógł postąpić inaczej, musiałem tylko to zrozumieć.
- I dlatego teraz wydaje solo, chociaż nie jest jeszcze gotowe... jakbym nie zdążył... - znów zamilkł.
Cisza. A mnie bolała głowa jak w najgorszych hałasie. A jestem piosenkarzem i jestem do niego przyzwyczajony. Po prostu za dużo informacji na raz... dla mojego małego mózgu najmłodszego.
Dużo rzeczy nie zostało jeszcze powiedzianych i nie wiadomo czy to by się zmieniło, gdyż do sali wszedł lekarz:
- Musimy kończyć, pan Kwon musi odpocząć.
Nie mogłem powstrzymać parsknięcia. Pan Kwon musiał odpoczywać bardzo często, ale nigdy tego nie robił. Posłusznie jednak wstałem szykując się do wyjścia, nie mając zamiaru kłócić się z lekarzem.
- Zabierz mnie do domu - rzucił lider.
- Już i tak pana nie wypiszą, zalecamy, żeby został pan na nocną obserwacje, jutro będzie pan mógł wrócić do domu - wyjaśnił spokojnie lekarz.
Odwróciłem się przyglądając się pacjentowi. Wiedziałem, że mu się to nie podoba, ale skinął głową. Nie miał wyboru. Jest uparty, ale nie kłóci się, gdy wie, że sytuacja jest z góry przegrana.
Obiecałem, że po niego przyjedziemy i bez jakiegoś konkretnego pożegnania wyszedłem. Po prostu nie wiedziałem jak mam pożegnać się z mężczyzna którego kocham, który leży w szpitalu po bądź co bądź nieudanej próbie samobójczej, będąc chorym na nowotwór. Ani "cześć" ani "dobrej nocy" zbytnio nie pasowało. Znów "Pamiętaj, że zawsze cię kocham", chociaż było absolutną prawdą nie chciało mi przejść przez gardło i to nawet nie z powodu obecności lekarza.
Chciałem łyknąć jakieś proszki i położyć się spać, albo nawet napić się alkoholu, chociaż za nim nie przepadam. Zapomnieć o cholernym mętliku w mojej głowie. Ale czekała mnie jeszcze konfrontacja z przyjaciółmi, o których całkowicie zapomniałem.
Tak więc, gdy rzucili się na mnie z pytaniami, ja tylko spojrzałem na nich zdziwiony. W tym nagle powstałym gwarze, nawet nie rozumiałem, o co mnie pytają. Miałem ochotę znowu zemdleć/ Z pomocą przyszedł mi Top.
- Dajcie spokój - odsunął ode mnie pozostałą dwójkę. - Widzicie, w jakim chłopak jest stanie, powie wam wszystko jak tylko będzie mógł.
Skinąłem głową na potwierdzenie, a była to pierwsza rzecz jaką zrozumiałem z tych wypowiedzi.
Zaprowadzili mnie do samochodu. Rozumieli, że jestem w sporym szoku. W czasie jazdy trochę doszedłem do siebie i ogólnikami wyjaśniłem im moją rozmowę z Ji Yongiem. Tylko tyle by zrozumieli jej ogólny sens.
W odpowiedzi YoungBae zahamował ostro, prawie rozbijając samochód. Aż Seunghyun, który prawie nigdy nie przeklina, zaklnął. W odpowiedzi kierowca rzucił tylko coś niezrozumiałego i ruszył dalej.
A ja powinienem się zamknąć, ale nie mogłem się powstrzymać, chciałem wyładować na czymkolwiek wszystkie emocje.
- Aż tak cię boli, że to ze mną rozmawiał?!
- Zamknij się - rzucił oskarżony przez zaciśnięte zęby.
- Dobra, znacie się już z 10 lat, czym tam więcej - ciągnąłem nie kryjąc ogarniającego mnie w tym momencie poczucia pogardy. - Ale twoja zazdrość nie jest w tym momencie najważniejsza. Czy do ciebie dotarło, co w ogóle się dzieje?
Auto znów gwałtownie stanęło. Uderzyłem głową w siedzenie kierowcy, z tego wszystkiego zapomniałem o zapięciu pasa.
- Albo się zamkniesz, albo wracasz do domu na piechotę - powiedział lodowatym tonem.
Dostrzegając jego wściekłe spojrzenie w lusterku posłałem mu równie nienawistne, ale zamilkłem. Nasze mieszkanie znajdowało się zbyt daleko, żeby chciało mi się wracać z buta, a nie chciało mi się męczyć z zamawianiem taksówki.
Przez całą drogę nikt się nie odezwał. W mieszkaniu, też każdy poszedł od razu do siebie...
W nocy długo nie spałem, a gdy w końcu zasnąłem po jakiś 5 minutach obudził mnie telefon. Odebrałem wymawiając bliżej nieartykułowane słowa.
- Seungri to ja - usłyszałem przerażony głos Ji Yonga.
- Hyung, co się stało? - poderwałem się gwałtownie. Kątem oka zauważyłem zegarek, było trochę po dziewiątej, czyli jednak spałem prawie cztery godziny.
- Odbierzcie mnie proszę - nadal miał ten sam głos. - Oni chcą żebym założył ubranie z wczoraj... koszula jest poplamiona krwią... mógłbym ją zakryć kurtką, no ale... - wziął głęboki oddech po czym wybuchnął. - Aż tak źle ze mną nie jest, żebym zakładał to samo ubranie dwa razy i to jeszcze pod rząd! - krzyknął tak głośno, że aż odsunąłem komórkę od ucha. - Błagam przywieź mi coś na przebranie...
Nie mogłem powstrzymać śmiechu. To było tak bardzo w stylu G-Dragona, że aż na chwilę zapomniałem o wszystkim co miało miejsce.
- To wcale nie jest śmieszne maknae! - rzucił, ale dziwnie ciepłym tonem.
- Oczywiście, że przywiozę ci ubranie - zapewniłem, gdy tylko się uspokoiłem. - Ale ja się nie znam na modzie, całe życie mi to przecież wypominasz...
- Powiedz Seunghyunowi, on coś wybierze - oczywiście miał rozwiązanie na wszystko. - I nie mów, że nie wiesz, gdzie jest klucz do garderoby, bo dobrze wiem, że podbierałeś mi ubrania...
- Hyung, ja... - zarumieniłem się jak głupi.
- Jakby mi to przeszkadzało to nie kładłbym go zawsze w tym samym miejscu - zauważył spokojnie, ale potem dodał już lekko spanikowany. - Pospieszcie się, ja tego nie włożę!
I się rozłączył.
Przez chwile gapiłem się na telefon. Uświadomiłem sobie, że mam jego zdjęcie na tapecie, po czym rzuciłem go na łóżko i pobiegłem do pokoju Topa. Specjalnie nie namęczyłem się żeby go obudzić, co powinno mnie zdziwić. Szybko wyjaśniłem mu też, moją rozmowę z liderem, nie wydawał się być tym specjalnie zdziwiony.
- Ja coś na siebie włożę, a ty przynieś mi klucz, bo ja nie wejdę do jego pokoju bez pozwolenia - powiedział tylko.
Skinąłem głową i wypełniłem polecenie. Grzebanie w rzeczach lidera równało się z wyrokiem śmierci, jak widać dla każdego oprócz mnie. Podniosło mnie to trochę na duchu. Gdy wróciłem do rapera był już całkiem ubrany.
- Połóż klucz na szafce i idź obudź resztę - rzucił, dokonując ostatnich poprawek przy lustrze, nie patrząc w moją stronę.
Dwadzieścia minut później wszyscy byliśmy już w drodze do szpitala. Top na kolanach trzymał torbę z ubraniem dla lidera.
Gdy weszliśmy do sali, w której wczoraj leżał prawie rzucił się na rapera, pytając czy przywieźliśmy mu ubranie. Oglądając emocje malujące się na jego pięknej twarzy, to początkowe zdenerwowanie, przeradzające się w spokój, a na widok ubrań i szczęście, uświadomiło mi, jak bardzo go kocham.
- Dzięki, wiedziałem, że na tobie można polegać i wybierzesz co trzeba - zauważył radośnie.
Mimowolnie poczułem, że Taeyang zgrzyta zębami z wściekłości. Ubrał się w zadziwiająco szybkim tempie, a nie muszę mówić, że piosenkarze są nauczeni przebierać się szybko w czasie koncertów, a my jakoś tak ignorowaliśmy bandaż na jego ręce. Wypełnił te dokumenty, których jeszcze nie wypełnił, a musiały zostać wypełnione i udaliśmy się do auta.
Miałem nadzieje na spokój, ale tak jednak nie miało się stać.
- Nie masz nic do powiedzenia? - rzucił ostro YoungBae, gdy byliśmy na parkingu.
- Ładna pogoda, prawda? - odpowiedział Ji Yong patrząc w niebo.
- Jest coś jeszcze, czego nam nie powiedziałeś? - tym pytaniem już naprawdę mnie zdenerwował. Miałem ochotę powiedzieć coś w stylu: "Naprawdę nie zrozumiałeś, co do ciebie wczoraj mówiłem?", ale lider ubiegł mnie odpowiedzią, której całkowicie się nie spodziewałem.
- W sumie to tak... Chodzę z Seungrim.
Dobra, ukrywaliśmy to już ze 2 lata, a on tak po prostu to powiedział? Dlatego też skamieniałem razem z resztą. Poczułem, że łapie mnie za rękę i ciągnie w stronę auta. Nie zachowywał się normalnie, ale jak po tym wszystkim co przeszedł, być normalnym?
Wepchnął mnie na tylne siedzenie i zajął miejsce obok mnie. Skrzyżował ręce na piersi i przybrał minę obrażonego dziecka wołając w stronę wciąż stojącej jak słupy soli reszty:
-Możemy już jechać?!
Jakoś doszli do samochodu. Seunghyun zajął ostatnie wolne miejsce na tyłach i dostrzegłem lekki uśmiech goszczący na jego twarzy. Tak myślałem, że od pewnego czasu coś podejrzewa, był dla mnie za miły. A teraz śmieszyła go reakcja innych.
- Ale że jak? - wydukał Daesung.
- No normalnie - zakpił lider. - Mamy zademonstrować?
Pochylił się w moją stronę, a ja znów nie mogłem się poruszyć. To w sumie dawno nie miało miejsca, żeby znajdował się tak blisko. Nie chciałem odgrywać takiego przedstawienia, ale wiedziałem, że nie będę go zatrzymywał.
Auto ruszyło tak gwałtownie, że lider poleciał z impetem na rapera, który wyraził swoje niezadowolenie okrzykiem. YoungBae wyglądał tak, jakby zaraz miał się rozbić. Chyba dotarło to nawet do Ji Yonga, gdyż, gdy tylko podniósł się z Topa, zagłebił się w fotelu i nie odzywał się przez całą drogę. W sumie tak jak wszyscy.
Awantura rozpoczęła się dopiero w domu...
- Idźcie na górę! - rzucił główny wokalista zdejmując płaszcz.
- Nikt już tutaj nie jest dzieckiem... - zaczął TOP
- Na górę - polecił cicho, acz stanowczo lider i już nikt nie protestował.
Mimo wcześniejszych zapewnień, że nie jesteśmy dziećmi, usiedliśmy na szczycie schodów chcąc podsłuchać całą rozmowę, niczym one. Chociaż w pokojach pewnie i tak wszystko byśmy usłyszeli.
- W ogóle chciałeś mi powiedzieć? - YB pewnie chciał wypaść dumnie, ale jego głos wyraźnie drżał.
- Szczerze? Nie mam pojęcia co chciałem zrobić - GD był spokojny, ale pewnie nie na długo.
- Seungri wiedział? - poczułem, że zaciskam dłonie w piersi gdy usłyszałem to pytanie.
- Nikt nie wiedział...
- Martwiłem się, że robię coś nie tak... tak nagle przestałeś zwracać na mnie uwagę... - starszy mówił cicho, ale długo tłumiona gorycz i złość były słyszalne.
- Możesz zrozumieć, że nie wiedziałem co mam robić? Kto wiedziałby? - lider starał się go uspokoić.
- Ale dlaczego nie mogłeś się mi zwierzyć? Pomógłbym ci! Jak zawsze, od zawsze! - coraz więcej złości, coraz mniej goryczy.
I duży błąd. G-Dragon już od dawna nie prosi nikogo o pomoc. Taeyang chyba sobie nawet to uświadomił, gdyż nie dał rozmówcy odpowiedzieć. Usłyszeliśmy trzask czegoś ciężkiego o podłogę i już prawdziwy krzyk. - A może jakbym się z tobą pieprzył, to wtedy nie miałbyś przede mną tajemnic?!
- Ile razy mam powtarzać, że nic mu nie powiedziałem?! - Ji Yong też już krzyczał, do niego nie zwraca się takim tonem.
Sytuacja zaostrzała się coraz bardziej. A mną zaczynały targać mieszane uczucia. Od początku uważałem, że racja jest po stronie G-Dragona. Ale z drugiej strony YB naprawdę musiał czuć się strasznie, najlepszy przyjaciel przez tyle lat tak po prostu go olał. Tyle tylko iż uważałem, że okazuje swoje uczucia zdecydowanie w nieodpowiedni sposób. Przytrzymajcie mnie zanim zbiegnę tam i mu walnę... Top złapał mnie za ramiona, czyżbym powiedział to głośno?
Po coraz głośniejszej i bardziej obraźliwej wymianie zdań, która zakończyła się jednak emocjonalną klęską Taeyanga. Ji Yong na odchodne rzucił tylko:
- Nie radze sobie z tym, ale razem też sobie nie poradzimy, bo z tym nie da się poradzić.
Wspiął się po schodach tak szybko, że nie zdążyliśmy uciec. Nie wydawał się specjalnie zdziwiony tym, że nas spotkał i powiedział tylko, zadziwiająco spokojnie, jak na to wszystko co się działo:
- Nikt wam nie powiedział, że nie ładnie jest podsłuchiwać? A zwłaszcza tobie, tak nie dziecko Bingu?
I nastąpił kolejny, tym razem niemy pakt. Po prostu nikt nie wspominał o tym co jest G-Dragonowi. A ten nie przejmował się nikim i niczym pracując nad swoim solowym mini albumem. A tak przynajmniej się wszystkim wydawało, bo na tyle na ile mógł znajdował dla mnie czas. No i w końcu nawet YB pogodził się z tym wszystkim. Nasz związek został ogólnie zaakceptowany wśród tych którzy, wiedzieli, bo sam YG do tej pory wydawał się być nieświadomy, ale bądźmy szczerzy, mieli jakiś inny wybór?
- Zaprosiłeś Taeyanga do "One of a kind" w ramach przeprosin? - zapytałem podchodząc do niego i przytulając od tyłu.
Siedział w garderobie i przygotowywał się do nagrywania ostatniego teledysku do swojego sola.
- Chce mieć ze wszystkimi dobre kontakty - wyjaśnił spokojnie, chwytając mnie za ręce. - Niech mnie pamiętają jako kogoś dobrego.
- Jesteś najlepszy i jedyny w swoim rodzaju - zaśmiałem się i spróbowałem cmoknąć go w policzek, ale odsunął się.
- Nie niszcz mi makijażu, maknae - rzucił wesoło stając twarzą do mnie.
- Jest perfekcyjny jak cały ty - zapewniłem uśmiechając się.
Pokiwał, dziwnie smutno, głową w odpowiedzi i zdjął czapkę. Zobaczyłem też wtedy jego włosy.
- Co ty masz na głowie? - spojrzałem na nie całkiem osłupiały.
- Nawet nie wiesz ile kolorów farb na to poszło - zaśmiał się. - Ale efekt zabójczy prawda?
- W każdym MV inne włosy. Fani zaczynają się bać o ich stan - zauważyłem.
- Wypadną i tak i tak - powiedział zdecydowanie zbyt spokojnie.
No i wcześniejsza atmosfera sielanki i wręcz szczeniackiej miłości poszła się, za przeproszeniem jebać.
Co dziwne mi chyba zrobiło się gorzej niż jemu, gdyż objął mnie i powiedział tylko:
- Liczy się to, co jest teraz. To że jesteśmy tu ty i ja i że zaraz nagrywam MV - objął mnie czule. - I niedaleka przyszłość, jak nasz dzisiejszy wieczór - pocałował mnie.
- A makijaż? - zapytałem gdy się od siebie odsunęliśmy.
- Och, to przecież sprawa drugorzędna! - wybuchnął szczerym śmiechem.
I było dobrze. Bardzo dobrze. W tej radości aż zapomniałem o tym, że w ogóle kiedyś było źle. Ale jak to zwykle bywa w takich sytuacjach trzeba sobie przypomnieć...
Po zakończeniu Alive Galaxy Tour mieszkaliśmy osobno. Ja i Ji Yong też, dla zachowania pozorów przed nie poinformowaną częścią świata. Ale przecież jeździliśmy do siebie ciągle. Wydawało się, że ten dzień nie będzie różnił się niczym.
Ale gdy wszedłem do mieszkania lidera, poczułem się jakbym cofnął się w czasie do nagrywania Haru Haru. Wszystko było poprzewracane. A sam lider leżał na chyba jedynym całym meblu, czyli kanapie. Podbiegłem do niego przerażony.
- Co się stało? - zapytałem.
Najpierw pokręcił głową, pokazując, że jakaś fizyczna krzywda mu się nie stała. A potem pokazał garść włosów w swojej ręce. Czyli w końcu nastał ten dzień. A ja znów pomyślałem, jak bardzo to wszystko przypomina ten cholerny teledysk...
Nosił peruki i wydawało się, że jest ok. Ale nie mogło być ok. Śmiał się z wszystkimi i zastanawiałem się ile osób tak naprawdę wie, w jak ciężkim jest stanie. Miałem przeczucie, że tylko ja, YG bo ten musiał wiedzieć i może Taeyang. Ludzie z wytwórni chyba nawet nie wiedzieli, że coś mu dolega. Bo przecież nie zachowywał się jak człowiek, który ma raka. Śmiał się, bawił z wszystkimi. I pracował. Tak ciężko jak chyba nigdy. Pilnował każdej najmniejszej rzeczy jakiej robił, ale dzięki temu stawał się kimś coraz bardziej rozpoznawalnym. Kimś naprawdę ważnym. Co raz bardziej czułem jak wiele nas dzieli i że pomimo tego ile wkładam wysiłku we wszystko to co robię, to nie będę w stanie robić tyle co on.
Ale mimo wszystko nadal przy mnie był. Na tyle na ile pozwalały mi obowiązki. Czułem, że odnajduje we mnie oparcie, G-Dragon odnajdował oparcie we mnie, głupim maknae. Nic na świecie tak mnie nie satysfakcjonowało.
- Hyung, ja jadę do Japonii - zacząłem nie pewnie.
Cień przebieg przez jego twarz. Siedział na kanapie i przeglądał zdjęcia z ostatniego pokazu mody od Chanel. Ale przestał. Spojrzał na mnie i zobaczyłem, że wymusił uśmiech.
- Ja też będę przez pewien czas w Japonii. Może się spotkamy?
Zaśmiał się. Mi chciało się płakać, ale to inna sprawa, dobrze wiedziałem, że on też to wymusił.
- Tak może - powstrzymałem drżenie głosu.
- I wystąpisz u mnie na koncercie - zaproponował.
Objął mnie. Poczułem, że już nie powstrzymam płaczu.
- Hej, wszystko w porządku - próbował pocieszyć. - Przecież cię nie zostawiam, ja po prostu...
Tak wiem, zawsze o tym marzył. Kto nie chciałby mieć solowej trasy po świecie? Sam uważał, że wolałby to zrobić po wydaniu drugiego albumu, ale nie potrafił się nawet skupić na produkowaniu go. Czemu się dziwić? Lekarze nie wyrokowali najlepiej. Zbyt wiele stresu. Żeby chociaż tą trasę skończył...
- A ja się po prostu boje, strasznie - przyznałem.
To takie dziwne, że chciałem być obok niego, skoro było źle? Skoro widziałem, że jest źle? Przede mną nie mógł ukryć. Przed wszystkimi może i tak, ale nie przede mną...
- Spójrz na mnie - pokręciłem głową, więc chwycił ją w swoje ręce i uniósł, nie mogłem się wyrwać, a on ciągnął. - To ostatnia rzecz, jakiej jeszcze nie zrobiłem. Przecież tak to już wszystko jest za mną. Ile osób może powiedzieć, że zrealizowało swoje marzenia żyjąc nawet 100 lat? Ja mogę powiedzieć. I dziękuje ci, że przez cały ten czas byłeś przy mnie. Bez wsparcia nie udało by mi się... Wiesz, że cię kocham, kochałem i kochać będę, prawda?
Pokiwałem głową i objąłem go mocno.
- Po prostu chce być przy tobie...
- Zawsze będziemy razem, wiesz...
Uśmiechnął się i mnie pocałował. Było dobrze, chociaż było tragicznie.
Ale prawda jest taka, że G-Dragon tak całkiem nie załamuje się nigdy. Choćby nie wiem jak tragiczna byłaby sytuacja działa dalej. I osiąga co chce. I ja też musiałem się tak zachować. Bo zawsze trzeba się dostosować, inaczej się nie przetrwa...
Chociaż gdy zostaje się samemu jest bardzo ciężko. Nie muszę mówić, że zespół tego nie przetrwał? Nie chodziło o to, że nie trzymaliśmy się razem. Po prostu nikt inny nie mógł być liderem.
Blog ten poświęcony jest opowiadaniom yaoi (czyli o miłości męsko-męskiej), a głównymi bohaterami opowiadań są członkowie k-popowego zespołu Big Bang. Nie zainteresowanych proszę o opuszczenie bloga, a jeżeli ktoś lubi tego typu opowiadania, niech zostawi komentarz, żebym wiedziała, czy dobrze pisze...
środa, 10 lipca 2013
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Fantastycznie piszesz. Bardzo podoba mi się pomysł z tą chorobą u GD, a najbardziej rozwalił mnie moment gdy powiedział on wszystkim o tym co tak długo ukrywali i ten w którym zadzwonił do Seungri'ego żeby przywiózł mu ubrania. Czekam niecierpliwie na więcej twoich opowiadań.
OdpowiedzUsuńPodoba mi się :3 uwielbiam G-Ri i uwielbiam smutne opowiadania. I kocham G-Dragona xD Pisz więcej (i częściej ;__;), bo nieźle Ci to wychodzi. Weny dużo życzę, bo opowiadań z Bangami po polsku jest malutko, a ja naprawdę ich uwielbiam.
OdpowiedzUsuńNeko
Bardzo się wzruszyłam łzy mi samciekły a serce staneło w momencie gdy GD był w szpitalu. Naprawde dobrze ci idzie te opowiadania są niesamowite mi się bardzo podobają. Szacun dla ciebie.
OdpowiedzUsuń